wtorek, 20 września 2011

Sachalin

Dane mi było pojechać służbowo na Sachalin, a tak się szczęśliwie/nieszczęśliwie złożyło, że poleciałem tam dokładnie dzień po tym wielkim trzęsieniu ziemi w Japonii (dla tych, co z geografii mieli tylko trójkę wyjaśniam, że Sachalin to wyspa nie dalej jak 50 km od ostatniej wyspy Japonii - Hokkaido).


Jak miałem wyjeżdżać, to znajomi pytali mnie, czy nie obawiam się lecieć, ale jak wiadomo z tego, czego się obawiamy - 98% się nie zdarza... Poleciałem, nie wierzcie wikipedii, droga 24 h promem, zależnie od pogody, to nie jedyny sposób na dostanie się na tę egzotyczną ale i swojską, przez to, że należy do Rosji, wyspę. Normalnie są loty dużym międzykontynentalnym samolotem prosto z Moskwy, czas lotu 8,5 - 9 godzin. Jedyne co - to trzeba się naczekać w Moskwie i zmienić terminal z międzynarodowego na krajowy. No i jak się leci, to czas zatrzymuje się przy locie w jedną stronę, a biegnie podwójnie szybko w drugą (albo odwrotnie)
Kraj jest o tyle ciekawy, że do 2 wojny światowej wyspa była w połowie administrowana przez Japonię, a w połowie przez Rosję, po czym cała przeszła pod administrację Rosji, nie wiem, czy dobrze na tym wyszła.



To jedyne miejsce w Rosji, gdzie rozstaw szyn kolei jest taki jak w Japonii, a samochodów z kierownicą z prawej strony jest więcej niż tych normalnych, choć obowiązuje ruch prawostronny. Mają nawet swój patent - zestaw lusterek zewnętrznych w układzie peryskopowym, pozwalający na zobaczenie, czy droga jest pusta przy wyprzedzaniu, siedząc z prawej strony pojazdu. Większość prywatnych pojazdów, łącznie z taksówkami, to indywidualny import z Japonii, zresztą stan techniczny jest nie do pozazdroszczenia, w najlepszym wypadku to popękana przednia szyba, w gorszym zupełnie dobite zawieszenie.
Benzyna tam w przeliczeniu jest tańsza niż nasz gaz LPG. Port lotniczy lekko prowincjonalny, ale jak widać normalny boening może tam lądować, i całe szczęście, bo prom jest z lat 50tych ubiegłego stulecia i płynie około 24 godzin.
Byliśmy tam na wiosnę, w marcu, z początku było co najmniej 8 stopni mrozu w słoneczny dzień, w nocy kilkanaście poniżej zera, wszystko zamarzało błyskawicznie, ale już po około 2 tygodniach zaczęły się temperatury dodatnie na słońcu, i przyroda oszalała - dosłownie pąki roślin rosły w oczach.


Kolega natychmiast poślizgnął się na oblodzonych schodach i nadwerężył nogę, którą miał po niedawnej operacji kolana, zabawne jest, że sprowadzony w zastępstwie Duńczyk w dniu przyjazdu również się poślizgnął, na wyglądającej na mokrą kałuży i... złamał sobie rękę, po czym wyjechał :)
Cała żywność na Sachalinie jest sprowadzana z kontynentu, albo samolotem, albo promem, w związku z czym ceny jej są wyższe niż (sic!) w Norwegii, co przy średniej zarobków niewiele wyższej niż w całej Rosji powoduje, że nie ma tam otyłych ludzi! :)
Generalnie ceny są tam mocno norweskie, a większość rzeczy pochodzi z Chin.
Mieszkaliśmy w Chołmsku, około dwóch godzin jazdy przez ośnieżone góry ze stolicy regionu - Jużnosachalińska, po drodze widzieliśmy ze 3 stłuczki, nie dziwota, skoro śnieg pokrywał całkowicie asfalt, a zaspy sięgały 2 m wysokości.


Nasz kierowca jechał całkiem pewnie na oblodzonych odcinkach, potem się okazało, że miał opony z kolcami. Wielu z kierowców taksówek ma koreańskie, chińskie lub japońskie rysy.
Język rosyjski, znany i trochę już zapomniany od czasów szkolnych i tym razem był niezastąpionym środkiem komunikacji werbalnej, jakby powiedzieli językoznawcy.
Góry, o ile chwilami były widoczne przez zadymkę były piękne - jak to góry, porośnięte choinkami, malownicze, nieprzystępne...



Nawiązując do trzęsienia ziemi w Japonii tamtejsze środki masowego przykazu nie wykazywały jakiejś paniki podobnej do histerycznych doniesień zachodnich, aczkolwiek po paru dniach w hotelu pojawiły się ulotki, oczywiście tylko po rosyjsku, co robić na wypadek ogłoszenia alarmu o skażeniach promieniotwórczych i jak szukać dalszej pomocy. Przydały się teraz wykłady z fizyki na studiach, z których wyniosłem, co naprawdę może być groźne w związku z promieniotwórczością, tak że niespecjalnie się przejmowałem informacją o lekkim zabarwieniu histerycznym, szerzoną przez nierzetelnych pismaków.
Widoki z jedynego godnego uwagi hotelu 'Chołmsk' były całkiem całkiem - z jednej strony morze, z drugiej nieco w oddali piękne góry i panorama niewielkiego miasta, rozciągającego się w pasie około kilometra - dwóch między morzem a wzgórzami, ośnieżone to wszystko, chciałoby się mieć taki widok z okna domu...
Gospodarka tam opiera się głownie na usługach i obsłudze roponośnego szelfu sachalińskiego, są tam platformy wiertnicze i przetwórcze, potrzebne są rurociągi, kontenery do przewozu wydobytego błota i do cementu do zalewania odwiertów, pozostałe gałęzie gospodarki mocno kuleją, troche usług dla ludzkości - transport z niezastąpionymi w Rosji marszrutkami - busikami, sklepy, szkoły, szpitale, jak wszędzie.



Rozmawiałem z rdzennymi mieszkańcami stamtąd - drugi mechanik z rysów Japończyk miał matkę w Japonii, pierwszy mechanik urodził się, wyuczył i pracował całe życie właśnie w Chołmsku. Opowiadał o urokach i niedogodnościach życia tutaj, ludzie, jak wszędzie w Rosji, do obcych Słowian bardzo życzliwi. Moje ulubione pielmieni były w każdym sklepie, gotowaliśmy je na statku w porze obiadowej i - mimo ich jedzenia przez cały miesiąc codziennie - nie znudziły mi się!

Kristinehamn, Szwecja

Wlasnie przebywam w pieknej goscinnej od czasow potopu szwedzkiej ziemi, na dlugim, 4 tygodniowym szkoleniu i mieszkam sobie sam w ogromnym, w porownaniu do hotelowych klitek, apartamencie 2 pokojowym z kuchnia, lazienka i dlugimi schodami, z sasiedztwem rdzennych mieszkancow tej ziemi, kristinehamnenczykow. Posiadanie auta z wypozyczalni nie jest najgorszym rozwiazaniem, gdy sie chce pojezdzic po okolicy w czasie wolnych i pustych jak proznia kosmiczna weekendow.

Okolica to zacna, wies spokojna a wesola, populacji okolo 18 000 dusz, w krajobrazie plaskatym, albowiem na polnocno-wschodnim brzegu najwiekszego jeziora Szwecji - Vaernen (przez a umlaut) sie znajdujaca, w ladnym miejscu, gdyz w rownych odleglosciach 250 km od Oslo, Goeteborga i Sztokholmu.

Jedyna chyba atrakcja tej miejscowosci warta wzmianki jest tor gokartowy, pieknie skomputeryzowany, zanim sie wysiadzie z gokarta juz mamy wydruk o srednich czasach przejazdu, najszybszym czasie pokonania toru, ogolnym miejscu w klasyfikacji, ilosci przejechania granicy toru itp. Cena takiej imprezy nie jest wygorowana, od okolo 100 koron za niepodkrecony gokart, do 45 km/h rozwijajacy, do 160 SEK za podrasowany - max 85 km/h, i na takich wlasnie scigalismy sie z innym serwisantami z firmy, przybylymi z roznych swiata stron, od Chile i Singapur przez Francje, Danie, po Niemcy.




A, bylbym zapomnial, z atrakcji turystycznych, w niewielkiej odleglosci od centrum miasta, aczkolwiek raczej nie na piechote, znajduje sie pomnik Picassa, z tego co wyczytalem, jedynie jego projektu, bo osobiscie budowy pomnika nie dogladal, nie wiadomo, czy nawet byl kiedykolwiek w Kristinehamn...

W lewo na mapie jest Karlstad, gdzie we wschodniej czesci/dzielnicy Bergvik duze centrum handlowe sie znajduje (wielkoscia do zludzenia przypominajace to w Gdansku, z obowiazkowa Ikea i jej slynna sala restauracyjna, gdzie podaja takie same tanie dania (nie probowalem), podobno ilosc kupujacych jest porownywalna z iloscia zwiedzajacych wieze Eifell'a w Paryzu, i drugim centrum handlowym, w samym centrum miasta z parkingami podziemnymi, Mitticiti. Miasteczko Karlstad niczym szczegolnym sie nie wyroznia, poza duza iloscia Rosjan juz zasymilowanych, i innych chyba Pakistanczykow, podobniez.

Z drugiej strony mapy od Kristinehamn, gdzie przebywam, jest rownie mala Karlskoga, slynna glownie z tego, za Alfred Nobel byl tam zarzadca fabryki broni Bofors i mial tam laboratorium, gdzie prawdopodobnie wymyslil swoj wiekopomny wynalazek - dynamit. Obecnie jest tu muzeum Nobla, nieszczesliwie po sezonie zamkniete, jednak kilka wiekszych eksponatow stoi na wolnym powietrzu i mozna sobie popatrzec np. na piekny gasiennicowy transporter opancerzony, czy turbine wodna no i oczywiscie na domek samego Nobla. Dzieci maja tu podobno sale zabaw z mozliwoscia przeprowadzania eksperymentow fizycznych, mam nadzieje, ze nie z dynamitem. Jako eksponat jest rowniez sciana stalowa grubosci 40 cm, przez ktora przebilo sie kilka pociskow przeciwpancernych dla Argentyny produkowanych



W okolicach tych trzech miast jest atrakcja turystyczna (niestety nie po sezonie) - mozliwosc wypozycznia drezyny rowerowo napedzanej i pojezdzenia okolo 40 km szyn kolejowych, juz nie uzywanych, jednakze nadal w dobrej kondycji i niezarosnietych trawa, gdyz do jej przycinania specjalnie przygotowano kosiarke drezynowa, zrobiona ze zwyklej kosiarki do trawnikow i starej drezyny pedalowo napedzanej




W nastepny weekend, o ile mnie wczesniej nie wygonia na jakies uruchomienie do Bulgarii, mam zamiar zobaczyc kanal umozliwiajacy wplywanie statkow do ok. 90m dlugosci rzekami i jeziorami do Goteborga i bodajze Sztokholmu, z ladnymi sluzami i sciezka rowerowa wzdluz.

Do dodatkowych miejscowych miejsc rozrywki jakos nie mam ochoty zagladac - samemu kregle zbijac w kregielni - jest tu takowa - jakos tak nijako, do kina (tez istnieje, co jak na taka miejscowosc w Polsce byloby nie do pomyslenia) lepiej chyba pojsc w domu, z rodzinka.

Wiekszosc tych miasteczek w naszej, polskiej wersji jezykowej wikipedii miala tylko linijke opisu, wiec pozwolilem sobie przetlumaczyc z wersji angielskiej i pododawac pare zdjec.

poniedziałek, 19 września 2011

Batumi, Georgia

Batumi - miasto, z którego wywodzą się m.in. Katie Melua i znani w środowisku pisarzy s-f bracia Arkadij i Borys Strugaccy (autorzy Stalkera), miasto znane w świadomości starszego pokolenia Polaków z piosenki Alibabek: Batumi, ech Batumi, herbaciane pola Batumi, tak jak Gruzja kojarzy się nam głównie z Grigorijem Saakaszwilim z Czterech pancernych, nomen omen nazwisko takie samo jak prezydenta tegoż kraju. Rozłam wśród pokoleń Gruzinów dokonuje się właśnie teraz -młode pokolenie zna tylko gruziński i angielski, starsze: gruziński i rosyjski.
Rozkopane ulice, bo właśnie modernizują infrastrukturę, każące czynić skomplikowane slalomy giganty pomiędzy kałużami, gruzem i dziurami w ziemi, ale też szereg czarnych SUV-ów, najnowszych i najbardziej wypasionych modeli, czekających na ważnych pasażerów na lotnisku, z czego co drugi bez rejestracji, co jednoznacznie określa proceder ich właścicieli.
Architektura piętna sowietów powoli zaczyna się ‘westernyzować’, pojawiają się budowle ze szkła i metalu, dawne, zabytkowe kamieniczki powoli nabierają cech dawnej świetności, mimo że większość to dalej stara i zrujnowana zabudowa.
Wg mojego tubylca na miejscu zaszły wielkie przewałki przy prywatyzacji portu, podobno jego teren został sprzedany za cenę, jaką w przybliżeniu dawał zysków rocznie, podobne jak ojczyste zamieszania i aferki, jakże znane i bliskie polskiej duszy.
Kuchnia nie powala na kolana, nawet sławne gruzińskie wina nie (aczkolwiek nie jest to zdanie wyrafinowanego konesera i znawcy, określiłbym się raczej jako człowieka, któremu w danej sytuacji i do danej potrawy wino smakuje, albo nie, i nie robią na mnie wrażenia niebotyczne ceny lub znane i renomowane marki) pomimo ich nabycia drogą kupna u właściciela pensjonatu i jednocześnie handlowego przedstawiciela jakiejś znanej lokalnej marki.
Ludzie – o dziwo – życzliwi, ochroniarz na lotnisku sam zagajał, nawet usiłował sobie przypomnieć jakieś niezidentyfikowane polskie zdanie, bodajże ‘szczęśliwej podróży’, urzędniczka sprawdzająca z gorliwością godną lepszej sprawy każdą kartkę mego paszportu miała miły uśmiech i zwróciła się do mnie po imieniu (nie do pomyślenia np. w Rosji).
Mentalność Kalego robotników – etos pracy – żaden, podobnie jak ich miesięczna pensja około 200 USD. Na 8 ruszało się jako tako 2, reszta była nie do wykrycia w zakamarkach statku, niedużego zresztą. Tu obrazek, który podniósłby wszystkie włosy na głowie byle któremu bhp-cowi w kraju: ubiór do pracy: kask, owszem, bo krzyczeli jak nie było, z uwagi na przeładunki w porcie, ale do tego dres, skarpetki wywinięte na zewnątrz, i (uwaga, orkiestra tusz!) klapki!
Za rusztowania służyly stare, obite metalową blachą drzwi, ułożone luźno na niedbale pospawanych w kształcie nóg stołowych kątownikach. Zamiast dźwigu sztaplarka z nakładką na widły z dużej rury zakończonej szeklą i cztery ręczne wciągarki bloczkowe łańcuchowe bez jakichkolwiek atestów do zdejmowania i operowania elementem o masie co najmniej 1 tony. Ale zrobili, udało się, tu przypomina mi się stary kawał bodaj z Gołasem, jak tłumaczył, ze hydraulik upija się dla dobra klienta, bo jak potrzebuje gwintownik, kolanko i zestaw narzędzi, a ma tylko kawałek węża gumowego i opaski, to on na trzeźwo tej roboty nie ruszy, a po pijaku – zrobi!
Inny obrazek logistyki made in Georgia: mimo że było wiadome od początku, że będą potrzebne dwie beczki oleju, kupili jedną, a nasi nie doczekali się podczas tygodniowego pobytu na pracy na drugą, zamówioną w Turcji. Wyjechali, nie doczekali się, a uszczelnienie przemycałem niezgodnie z przepisami IATA w bagażu check-in, chemikalia w metalowych puszkach, niemieccy celnicy zajrzeli, zostawili protokół, że zagladali, ale materiał ocalał, gdyby nie to do dziś nie można by było skończyć, bo nie zgadzała się cena na fakturze i na opakowaniu i gruzińskie cło zaaresztowało przesyłke jako podejrzaną. Nie chcę niczego sugerować, ale na lotnisku jedynym ostrzeżeniem przetłumaczonym na 6 języków było nie ogłoszenie o ptasiej grypie, ale że łapówka będzie karana do 6 lat więzienia, ciekawe, co?
No, ale dla atrakcji zawsze na podróżnych oczekują krakowianki gruzińskie, dzieci w strojach ludowych z jakimiś narodowymi ciastkami na powitanie.
Widok z okna pensjonatu swojski, na zrujnowane i zagracone podwórko, kuriozalny system wyłączników światła głównego, nie można włączyć go od drzwi wejściowych, tylko przy łazience, parę metrów dalej i przy innym, zamkniętym pokoju. A kontakty tam, że jakby człowiek specjalnie myślał, jakby tu najmniej wygodnie je rozmieścić, to by mu tak nie wyszło. Na szczęście bezprzewodowy szybki Internet był, to okno na świat podstawowe w niezłej jakości. Kanały w telewizji w większości rosyjskojęzyczne, zaśnieżone, standard rosyjski.
Sporo bankomatów, o wiele gęściej niż w Polsce, ale ciekawe – karta wychodziła z nich dopiero po wydaniu pieniędzy, u nas najpierw trzeba wyjąć kartę.

Gruzini mają swój alfabet, trochę podobny do greckiej cyrylicy, trochę do arabskich arabesek, czytają z lewej do prawej, ale np. na banknotach (waluta kraju - lary, coś jak pół do-larów i takiejż wartości) mają liczebniki i nazwę banku powtórzoną łacińskim i to po angielsku, chyba nie przepadają za dawnym okupantem.


Pogoda w połowie lutego taka jak u nas : 3-7 stopni, ale jak jest słońce robi się zdecydowanie cieplej, dość, że magnolie już pozakwitały.

Jak większość krajów z wpływami rosyjskimi poobstawiany wszechobecnymi w calej Azji rosyjskiej leningradami - blokami, mrówkowcami, które nijak nie pasują do tego czarnomorskiego kurortu z palmami i bambusami na ulicach i majestatycznymi górami w tle.



Mialem okazje raczyc sie miejscowymi odmianami wina, z nazwami prawie jak wszystkie barwy teczy: biale, rozowe, zielone, czerwone, czarne... Gospodarz pensjonatu, w ktorym mieszkalem, mial po przeciwnej stronie ulicy handel winami, a byl w moim wieku i byl bardzo goscinny, dyskusjom na temat przyjazni polsko-gruzinskiej nie bylo konca... poza tym, maja tu, wieksze od rosyjskich pielmienow - ichnie chinkali,


rowniez, jak i pielmieni wywodzace sie z kuchni chinskiej.
Tu wspomniec nalezy toast gruzinski:
Kiedys pop, kapiac sie nago w rzece zostal zdybany przez 3 ploche i krotochwilne panienki. Zdazyl jedynie w pore zaslonic przyrodzenie swym sluzbowym kapeluszem, a owe niewiasty nalegac zaczely, aby im poblogoslawil. Pop nie wymigiwal sie zatem od sluzbowych powinnosci, i, trzymajac kapelusz lewa reka, poblogoslawil dziewczetom druga - prawa. Zaraz po tym chichoczac poprosily go, aby im poblogoslawil rowniez lewa reka, co tez, trzymajac kapelusz prawa, pop uczynil. Nie trzeba sie dlugo zastanawiac, aby przewidziec, ze kobiety mlode, z godnie z koleja rzeczy poprosily go, aby pop poblogoslawil je obiema rekami naraz. Pop rowniez tej prosbie uczynil zadosc, a my wypijmy za cudowna sile, ktora trzymala kapelusz popa na miejscu...
W czasie, gdy tam byłem, centrum Batumi było rozkopane do imentu (a wie kto, co to iment?), kładli nowe rury kanalizacyjne, wodociągowe i coś tam jeszcze, widok z górnego okna pokoju - niezbyt ciekawy, stara zabudowa z krytymi blachą dachami, niektóre miejsca zaniedbane, niektóre zbyt kolorowe, niektóre całkiem nowoczesne typu chrom i szkło, pasujące do reszty jak pięść do nosa... Nad brzegiem widać było budujące się nowe hotele, to miasto będzie niedługo miało duży potencjał turystyczny. Byłem tam po sezonie, deszcz nie nastrajał do spacerów, na pustym, długim na parę kilometrów reprezentacyjnym deptaku żywej duszy, nad brzegiem morza otoczaki wielkości pasującej do dłoni, parę przywiozłem do przydomowego ogródka, wywoławszy zdziwienie sprawdzających bagaż. Każdy nowy międzynarodowy samolot jest witany przez dzieci w strojach ludowych, dziewczynkę i chłopca, w wysokich butach i kozackim kontuszu z charakterystycznymi przegródkami na naboje, czy jak to inaczej nazwać...

Warna

Z Warny....

Sami tego chcieliście, nieszczęśnicy!

Oto byłem we Warnie, tej Warnie, z której nasz król Władysław Warneńczyk się wywodzi, w tej Warnie, gdzie niedaleko plaża Złote Piaski się znajdywa, w tej Warnie, do której latem walą tłumy, a po sezonie jest klimacik nieco większego Pobierowa, gdzie wszystko pozabijane jest płytami pilśniowymi, a ostatnio technologia przerobu drewna poszła na tyle naprzód, że teraz są to płyty OSB, odporne na wodę, grzyby, pleśnie i inne drewnoryjce. Miałem hotel w samym centrumie, noszące wielce obiecujące miano "Plaza" tuż przy Primorskom Ogrodzie, ale żeby powalał ten hotel śniadaniami, to bym nie powiedział, choć niby Bulgaria krajem rolniczem podobnież jest. Sok pomarańczowy, pożal się boże, tylko z nazwy, właściwie to rozwodniony do nieprzyzwoitych granic syrop w wodzie, większość potraw zimna, mimo stania na podstawkach umożliwiających podgrzewanie, tajemnicą jest za to dla mnie, dlaczego ciepłe mleko było, a zimnego nie! Jak tu się cieszyć zimnym jajkiem sadzonym, wystygłymi parówkami pokrojonymi na kawałki, czy zupełnie nie wyglądającą jajecznicą, może ktoś tak lubi, a może jak jest coś niesmaczne to mniej tego schodzi? Kto wie, jakimi ścieżkami chodzą pokrętne myśli bułgarskich menadżerów hotelowych... A ten Word to też pokiełbaszony nieźle, wyraz "lubi" mi podkreślił jako przestarzały! Co prawda na zielono, ale co mi się tu będzie elektroprogram wymądrzał, jak sam to umiem lepiej! I jeszcze mi chce znak zapytania stawiać na końcu poprzedniego zdania, że co, że niby się zaczyna na "co", to już zaraz musi być pytające??

Wracając do tzw. tematu, nadmienić należy, iż bawiłem tam naprędce i krótkoterminowo, czasu mając jedynie na króciutki rekonesans tuż po przyjeździe, bo potem do pracy, a jak już miałem chwilę czekając na samolot, to się tak rozpadało, że ochota do zwiedzania wyparowała ze mnie natychmiast. Miałem okazje podreptać na deptaku, stwierdzić, że chyba po sezonie mają tanie jedzenie w knajpkach, za 3-4 lewa można już cos wybrać nawet w nadbrzeżnej knajpce na ciepło, obejrzeć urodę i modę miejscowych przedstawicieli i przedstawicielek tubylców i pogadać chwilkę z tubylczym agentem, z którym po puszczeniu przez niego Claptona, Fisha i Eaglesów na samochodowym odtwarzaczu szybko znalazłem wspólny język (angielski) i ponarzekaliśmy sobie jak na starych tetryków przystało już to na drogi, już to na poronione pomysły polityków, czy też charakterystyczne cechy niektórych nacji, doszedłszy do wniosku, że czlowieki mogą być albo fajne, albo głupie, w najlepszej komitywie dotarliśmy do krańca współpracy. Posłuchałem sobie o jego karierze zawodowej, odległości z pracy do domu i tym podobnych szczegółach, a nawet o ciekawym pomyśle socjalistycznych decydentów wykopania kanału z Warny do, bagatela, oddalonej o paręset kilometrów Sofii, nawet pierwszy odcinek wykopano.

Przekonałem się kolejny raz, że jak agent powie, że zadzwoni, to powie, i trzeba dzwonić do niego samemu, bo zapomni, albo się spóźni, albo wyniknie coś z tego niedobrego dla zainteresowanego. Przy okazji przekonałem się, że podróżowanie w obrębie Unii posługując się li tylko dowodem osobistym jest absolutnie możliwe, i czasem nawet zabawne, jak pograniczny kontrolnik chce wstawić pieczątkę o dacie wyjazdu, a tu klops! Nie może!

Plaża jest ciekawie oddzielona pasem restauracji, tak że dojść do niej ciężko, widok ze skarpy ogrodu jest całkiem miły, tylko szarzało już i niewiele było widać, ogród pełen zaskakujących zwrotów ścieżek, muszli koncertowych, malowniczych mostków ładnie na zielono podświetlonych, sporo młodzieży na deskorolkach, i nawet policja municypalna tam się w samochodach pętała. Policji podobnie jak w Rumunii na drogach sporo, czają się za krzakami i strzelają suszarkami na niesfornych jak na całym świecie kierowców.

I nie myślcie sobie, że to tak fajnie ciągle gdzieś się po świecie pętać, jak wam się podoba to sobie pracę zmieńcie i pogadamy

Znowu o Izraelu, tym razem na cieplo

kolejne z Izraela

Znowu jestem w upalnym tym razem Izraelu, cieplutko tak, ze czlowiek w pracy
wyglada jak pod prysznicem, tak z niego kapie, ale tez jest pare chwil
i sluzbowy samochod z wypozyczalni, ze mozna sobie pozwiedzac, co jest
naprawde rzadkie w mojej pracy.
Wlasnie sobie zrobilismy z kolega (zawsze to razniej) maly rajdzik po
osobliwosciach, ktorych jeszcze nie widzielismy poprzednio - czyli
ruiny twierdzy z okolo XII wieku pod Nimrod, na wysokosci okolo 1400 m
npm czyli temperatura, jak sie wychodzi z fury podobna do polskiej, a
nie jak w piecu hutniczym, jak to jest na depresji kolo Morza
Martwego, czy nawet wczoraj zwiedzanego i kapanego osobiscie Jeziora
Galilejskiego, wsrod tubylcow Kinaret zwanego, 1/3 zasobow slodkiej
wody Izraela, kamieniste dno i plaza, do niego i z niego wplywa i
wyplywa slawny Jordan, niestety wplyniecia w naturze nie
zaobserwowalismy, chyba ze rzeczka sie kryla wsrod traw, a z
wyplynieciem nie wiemy, bo nie przejezdzalismy.
Poruszajac sie w miedzyczasie po terenach graniczacych z Jordania,
minely nas takie piekne hammery wojskowe, z pomontowanymi karabinami
maszynowymi na wiezyczkach takimi jak na lodziach patrolowych, ktore
wlasnie uruchamiamy, ledwo sie zmiescilismy na drodze razem przy
mijaniu, mijalismy tez mocno ostrzelane opustoszale bazy wojskowe,
nawet jeden oboz zywy, pelen ladnie prezentujacych sie czolgow w
ilosci co najmniej kilkudziesieciu, gdzieniegdzie byly bunkry ze
strzalka schron, bylismy tez na punkcie widokowym gory Bental, gdzie
co roku mozna zobaczyc snieg prawdziwy, z zachowanymi dla potomnosci
umocnieniami w formie wykopow, starych wiezyczek dzial, ze
stylizowanymi sylwetkami czuwajacych i mierzacych do celu zolnierzy z
blachy, i nawet miejsce sie tam znalazlo na wystawe rzezb z czesci
maszyn udatnie zespawanych przez jakiegos rzezbiarza. Podjazdy i
zjazdy tam byly takie, ze nasz biedny hyundai getz fun ledwo tam na
dwojce dawal rade, ale jakos nie zawiodl.
Widoki takie, ze nasze Tatry sie prawie chowaja, w tej slawnej
twierdzy zaobserwowalismy panoszaca sie faune w formie jakby jakichs
pieskow preriowych, troche spasionych, z daleka przypominajacych
borsuki, ale bez paskow po bokach. Nie wiem co to bylo, w kazdym razie
wydawalo przerazliwe dzwieki i pozostawialo po sobie jakby kozie
bobki.
Nasza baza noclegowa Hajfa, piekniej polozona niz Tel Awiw, bo na
wzgorzach, z duzym portem i malym lotniskiem chyba cywilnym albo
wojskowym, w kazdym razie malo uzywanym jest calkiem znosna do zycia,
nie ma za duzo korkow i nawet spotkalismy rodaka, i to o dziwo ze
Szczecina, gdzie tez tych naszych nie mozna spotkac?
Hotel Leonardo na plazy, z kilkoma slawnymi podobno restauracjami
niedaleko, gdzie za niewygorowana jak na Izrael cene mozna sie posilic
w otoczeniu muzy calkowicie wspolczesnej hamerykanckiej, ludzie tu sie
rozkladaja na trawce i celebruja srodziemnomorski klimat i spotkania w
gronie rodzinnym i przyjaciol do poznej nocy. Na plazy co sto metrow
mniej wiecej stoja ciezarowki typu mercedes sprinter, gdzie na noc chowaja lezaki, parasole i
krzesla plastikowe, a w dzien sprzedaja lody. Fale takie, ze surfowac
mozna bez latawcow, choc z latawcami chyba mniej sie trzeba namachac.
Plaza to dopiero po 18, albo rano, w dzien dla mnie za goraco, ale
tutaj chyba to nikomu nie przeszkadza, biegaja jak zwariowani caly
bozy dzien po tym deptaku wzdluz morza.
Co by tu nie gadac, na plazach moge tylko potwierdzic - nie ma
ladniejszych dziewczyn niz Polki i Rosjanki i Rumunki z Konstancy,
zaglebia tego towaru.:) (tak, jestem wstretna feministyczna knurzyca)
Zdecydowanie do pracy i zwiedzania polecilbym inne miesiace - sierpien
jest zdecydowanie za goracy, luty i marzec byly lepsze i mniej
tloczno, zapewne tez latwiej o dogodny samolot, linie izraelskie El Al
sa bez przesiadki z Berlina Shoenefeldu, ale zdecydowanie za duzo
czasu traci sie na wypytywanie po co i na co sie jedzie - chca zeby
byc 3 godziny przed odlotem, kiedy gdy lecielismy Lufthansa i Austrian
nie bylo tych hockow klockow i godzina wystarczyla, a powrot i tak
zawsze jest ze sledztwem, to nie wiem co polecac. Wypytuja co kto
kiedy z kim po co i prawie ze przeswietlaja caly paszport, zwlaszcza
jak sie ma wize arabska, jak nizej podpisany. Lepiej sie niby spoznic,
na godzine przed odlotem juz o nic nie maja czasu pytac.
Ale nie jest zle, jak widac mozna tam doleciec i wyleciec calo,
bezpieczenstwo na ulicach lepsze niz w krajach arabskich, bo nie
podbiegaja biedne dzieciaki zebrzace i nie wyciagaja ci
niepostrzezenie czegos z kieszeni. Jak i wszedzie tutaj mozna sie
dogadac po rosyjsku, jak nie znaja angielskiego, obsluga kebabowni
okazala sie szprechajaca w tym slowianskim jezyku jak juz inne sposoby
porozumienia zawiodly. Dobrze przecwiczyc nazwy dan w tym dzwiecznym
jezyku - kurica to drob dla naprzykladu.
Chmury sie zdarzaja, ale nic nie pomagaja, jak w dzien jest 30, a w
nocy 24 minimalna, to nie ma sily i beton zmienia sie w promieniujacy
piec, jesli nie ma klimy
Rejestracje maja zolte jak w Holandii, ale same cyfry, i na dodatek
nie wiem jak to jest, ale z tej samej wypozyczalni nie bylo
powtarzajacych sie numerow w trzech autach, ktorymi jezdzilismy.
Gniazdka wtyczkowe bez uziemienia maja takie mniej wiecej jak nasze,
jesli chodzi o rozstaw, mozna uzywac polskich ladowarek do kompow i
komorek, ale cos co ma uziemienie nie pasuje, trzeci bolec maja we
wtyczce a nie w kontakcie, wiec wszelkiego rodzaju polskie czajniki i
grzalki nie maja uziemienia w czasie pracy.
Telewizja zdecydowanie lepsza od arabskiej czy tureckiej, nie ma
dyskusji, nawet Californication udalo mi sie obejrzec, ale cena
internetu w hotelu pieciogwiazdkowym dodatkowo 20 dolcow za dobe to
troche nie za barzo i na dodatek na weekend zabraklo, i trzeba brac po
godzinie za 7 dolcow, co juz jest zdzierstwem w bialy dzien.
Ten zawily styl to lata pracy, i prosze mnie tu nie wyzywac od braku
lapidarnosci i pokreconych mysli, przeskokow po tematach, tak ma byc i
juz, jak sie nie podoba - nie czytac, samemu se jezdzic i nie
marudzic, krzyzowki zamiast tego rozwiazywac dla gimnastyki umyslu i w
fotelu bujanym zwijac welne z motkow w klebki, glaszczac dzieci po
plowych glowkach.

Dla tych co byli, albo chca isc na Avatar (3d)



Za: widowicho jak sie patrzy za te 23 zeta, efekty najlepsze od czasow gwiezdnych wojen, latajace kule ognia w trojwymiarze, wspaniale, przyrodonasladowcze, choc czasem nierealne krajobrazy, mimika awatarow jak najbardziej zblizona do ludzkiej, choc ja osobiscie wole bezksztaltny niewatpliwie inteligentny ocean jak z 'Solaris', ktory jest zdecydowanie mniej spektakularny niz 3-metrowe stwory z ogonem i warkoczem, swiecace grzyby i rozne zyjatka na pokreconych omszalych konarach, ujezdzanie latajacych praptakow itp. Oczywiscie koniecznie trzeba isc, zeby samemu zobaczyc naoliwiona machine amerykanskiego kina - narzedzia imperializmu w swej szczytowej formie. (Przypomina mi sie rysunek bodajze Mleczki, idzie dziadek z wnuczkiem w ubranku kowbojskim, pijacym coca-cole, mijajac macdonalda i angielskie szyldy typu sex shop i podpis - i pomyslec, ze nasza rodzina przez 200 lat nie dala sie zrusyfikowac...)
Wszystko w scenerii rodem z gier komputerowych, bedzie na pewno bliskie nastoletnim
odbiorcom, stanowiacym niewatpliwie target produktu. Ujecia sa niezapomniane, efekty jak to
efekty - do podziwiania, klimat basniowy, zli, dobrzy, nie musisz sie zmozdzac kto jest be.


Przeciw: Jak kazda bajka roi sie od nielogicznosci (ze wspomne nie dajaca sie najpierw
przebic seria z karabinu maszynowego szybe, ktora ustepuje pod zaostrzonym patykiem,
dodatkowo nafaszerowana niewybrednym dydaktyzmem, ideolo amerykanskiej legendy pt. sam z
butelka benzyny na przewazajace sily wroga, po walce zdac butelke... Jakby to byl radziecki
film wojenny z Sasza, co ma oddac granat po rozbicu 7 tygrysow tobysmy pekali ze smiechu, a
tu prosze - kupujesz i jeszcze sie oblizujesz, jak to wspaniale spedziles czas. Charaktery
wylacznie czarno-biale, poprawne politycznie do obrzydzenia, nawet sprawny inaczej na wozku
jest glownym hero, mieszanka plci - kobieta musi pomoc, zeby bylo powodzenie misji,
jajoglowi kontra wstretni wojskowi, ale co tu wytykac bajce smrodek dydaktyczny i logike i
prawdopodobienstwo zdarzen.
Komercha, z najwyzszej polki - ma jesli sie juz nie podobac to budzic kontrowersje, dyskusje
(choc nie wiem o czym), niewazne jak, byle jak, byle sie mowilo... Pochwala checi i odwagi
zamiast wyksztalcenia przebija nachalnie co trzeci dialog w srodowisku ludzkim. Ciekawe, ze
objetnie na jakiej planecie, obojetnie jakiej proweniencji stwory wszedzie, kuzwa, mowia po
angielsku!Nie musisz sie biedny nastolatku amerykanski stresowac, ze nie znasz zadnego
jezyka, nie musisz szybko czytac napisow pod spodem, jestes z tak poteznego panstwa, ze
niedlugo bakterie beda mialy pod mikroskopem zmodyfikowane genetycznie podpisy po
angielsku, z jakiego szczepu pochodza, nie po lacinie, bo po co? Zadnego wysilku, guma do
zucia dla rozumu, nie mysl przypadkiem, bo ci jeszcze zaszkodzi, technologia, jesli nie
rozwiaze wszystkich twoich problemow jest do dupy itd itp. Chronic nalezy slabszych w
zasadzie, no ale jesli sie nie da to oni sabie jakos poradza i dobro i tak zwyciezy.
Zreszta jesli ktos kiedys ogladal francuski film 'skorumpowani' - to wie, ze dobro
zwycieza.

Izrael po sezonie

Ku ustrapieniu potomnych znowu chwytam za klawiature i niniejszym przedstawiwam krotkie z natury rzeczy (cenie lapidarnosc :) wypociny na temat pobytu w jakze egzotycznym dla nas Polakow, mitycznym z uwagi na religie, panstwie Izrael

Na lotnisku od razu podpadlismy dwojce sluzbistow z ochrony, ktorzy nas zaczeli wypytywac o cel wizyty i nie chcieli uwierzyc, ze turystyczny, bo nie mielismy planow co konkretnie zwiedzimy, ale jak zdecydowanie zaczelismy zaprzeczac, ze sie znamy z kolega z firmy i nie mamy nic wspolnego ze soba, w koncu sie odczepili.

W zaleceniach z firmy mielismy absolutny zakaz samodzielnych ruchow po miescie, mielismy czekac na kogos kto nas odbierze, mieszkac w wyznaczonym pieciogwiazdkowym hotelu z ochroniarzem z pistoletem pod pacha przy wejsciu i w ogole byc ostrozni jak co najmniej w Rosji. Okazalo sie, ze nie taki diabel straszny jak go maluja, czekal na nas tylko taksowkarz, zaden specjalny facet sie nami specjalnie nie zajmowal, wypozyczylismy sobie samochod, ktorym smignelismy do okupowanej przez Izrael Jordanii, na Zachodnim Brzeg Jordanu, nad Morze Martwe i nic nieszczegolnego sie po drodze nie wydarzylo, poza tym, ze jak chcelismy obejrzec legendarne Jerycho, to bramy byly tak otoczone drutem kolczastym, strzezone i zamkniete, ze z samego ich widoku nam sie odechcialo i wrocilismy na autostrade, podobno dobrze zesmy zrobili, bo to oaza Hamasu i roznych podejrzanego autoramentu indywiduow.

Jedyne dla nas wolne dni to byl szabat, czyli sobota, ktora jako jedyne panstwo na swiecie obchodza jako swieto cotygodniowe wolne od pracy, a w niedziele normalnie pracuja, wiec w sobote moglismy sobie pojechac do Jerozolimy, co oczywiscie z ochota uczynilismy, jednak pogoda zdecydowanie nie dopisala... byla burza z piorunami i gradem jak groszek, lalo prawie tropikalnie, choc temperatura nie przekraczala 13 stopni (koniec lutego), a my brodzilismy w strugach deszczu i w wodzie po kostki po drodze krzyzowej, odwiedzilismy sciane placzu i sluchalismy naszej imigrantki z Rosji - przewodniczki z wycieczki za friko, ktore dla informacji chcacych tam pojechac jest organizowana codziennie przez biuro turystyczne w Jerozolimie, zbiorka przed informacja turystyczna przy bramie glownej Starego Miasta. Chodzilismy razem z Holendrem, Kanadyjczykami, Niemcem, Koreanczykiem , Wlochem i paroma nie zapamietanymi, a byl to spacer co najmniej dla zdecydowanych na wszystko laknacych informacji turystycznej dziwakow, zwazywszy pogode.

Z uderzajacych oczy ciekawostek napomkne tylko, ze u nich sluza w wojsku wszyscy w wieku od 18-21 lat przez 3 lata, z dziewczynami wlacznie, wiec rozbawil mnie widok w stolowce kobiety - zolnierza, w mundurze polowym, jak trzeba, z karabinem M16 na jednym ramieniu i, jak to u kobiet bywa, torebka damska na drugim, zaluje, ze nie moglem sfotografowac, ale co baza wojskowa to baza, za duzo tam bylo uzbrojonych ludzi, zeby robic bezczelnie cos zabronionego. A zdarzaja sie rozmowy przy stole miedzy zolnierzami po rosyjsku, o logistyce i takich tam innych problemach...Na kutrze sluza takie chlopaczki, jak u nas pasjonaci gier komputerowych, tylko oni maja do zabawy ostra amunicje, prawdziwe szybkie lodzie i naprawde namierzaja cele na swoich ekranach, widzialem jak na statku, stojacym jakies 800 m od nabrzeza, chlopak dla sprawdzenia sprzetu wymierzyl karabin pokladowy sporego kalibru w glowe ledwo widocznego golym okiem niczego nie podejrzewajacego kolegi na brzegu, wystarczyloby pare nieostroznych posuniec palcem i nic by z niego nie zostalo. Pewnego razu przyjechali na kuter i dwaj inni, rzucili plecaki i powiedziali, ze dzis mieli szczescie, bo tuz kolo ich kutra, nie dalej jak 2 m, wybuchla rakieta, czy cos podobnego.

Ciekawe jest rowniez zobaczyc hebanowego zolnieza izraelskiej armii, przypomina sie stary kawal - pyta Zyd Murzyna czytajacego hebrajska gazete - nie wystarczy ci, ze jestes Zydem?

Codziennie tracimy od 40 minut do 1,5 h na przejscie bramy do portu, portu strzega bardziej niz bazy wojskowej, gdzie tylko przejezdzamy przez szlaban nic nie mowiac, a do portu - przechodzimy przez bramke wykrywacza, ciagle odpowiadamy, ze nie mamy broni, ze nikt nam nic nie dal do przekazania, ze nie rozstawalismy sie z naszymi rzeczami i laptopem i w ogole, w kolo Macieju czy dookola Wojtek. Pytania sa o tyle bezsensowne, ze w bazie mamy pod reka co najmniej kilka karabinow, niepilnowanych lub pilnowanych bardzo slabo, i w ostatecznosci moglibysmy je wywiezc, bo przy wyjezdzaniu sprawdzaja tylko bagaznik.

Firma nakazala nam hotel tuz przy plazy, przy sniadaniu mam wiec widok na morze, widze jak ludzie niezaleznie od pogody sie kapia, i to zarowno stare dziadki z recznikiem sheratona na plecach i w krotkich spodenkach jak i wyszpanowani mlodziency, widzialem tez, jak gosciu na rowerze na specjalnym bagazniku z boku przywiozl deske, wsiadl sobie na nia, a ze fale byly porzadne to wkrotce lecial po ich grzbietach , dopoki nie spadl - i od nowa.

Jezdza tu prawie po arabsku - nagminne jest nieuzywanie migaczy, wyprzedzanie po prawej stronie na autostradzie, policja nie reaguje zupelnie, sa fotoradary, ale chyba nikt sie nimi nie przejmuje, bo na ograniczeniu do 80 wszyscy jada okolo 110 i nic sie nie dzieje, podobno dopiero od 130-140 zaczynaja pstrykac, ale nie stwierdzilem, bo ustawione sa tak, ze robia foty tylu samochodu. Drogi maja roznej jakosci, ciagle cos buduja, ale jakosc istniejacych nie jest porazajaca. Widoki z drog, zwlaszcza okolic gorzystej Jerozolimy przepiekne, w porze deszczowej nad morzem zielono, tuz przy Morzu Martwym w tej najwiekszej 400 m depresji - pustynnie, sam piach i wawozy. Korki sa wszedzie w miescie, czasami lepiej jechac w przeciwna strone i probowac sie przebic droga szybkiego ruchu, - ciekawostka - w srodku miedzy pasami jest kolej i na dodatek kanal burzowy, wybetonowany. Motocyklistow i skuterzystow sporo, bezczelnie sie pchaja pod prad, po pasach awaryjnych, ale w koncu po to maja skutery, zeby nie stac w korkach, ja ich tam jak moglem wpuszczalem. Wiekszosc ulic w miescie jest jednokierunkowych, wiec trzeba mocno nakrazyc zeby sie znalezc w miejscu dostepnym latwo z jednej strony

Chyba nas tu zolnierze polubili za dobra robote, bo wyslali jakis list pochwalny do naszego szefa i na dodatek zorganizowali po czapeczce Izraelskiej Marynarki Wojennej z oficerskimi zlotymi wezykami, wcale nieproszeni :)

A propos marynarki to sluzba na malych kutrach jest duzo przyjemniejsza niz na duzych jednostkach, bo spac chodza do domu, a na tych duzych musza byc ciagle na statku,na malych moga sobie szybciej plywac czasami (raz w miesiacu obowiazkowo sprawdzaja moc kutra), a predkosci maja takie, ze malo ktory prywatny jacht motorowy dorowna, jak jest pogoda to moga sie poobijac na pokladzie, bo jest ich mniej i nizszych ranga, moga postraszyc delfiny, tak jak my to zrobilismy podczas crash testu (od calej naprzod na cala wstecz), az dziob poszedl pod wode i wystrzelila na nas fontanna wody, kuter sie zatrzymal na ok. 10 swoich dlugosciach - okolo 250 m - z predkosci 46 wezlow! (82 km/h).

Bardzo duzo na ulicach i w hotelu slychac jezyk rosyjski, w latach 90- tych najechalo 6 milionowy Izrael 1 milion Zydzow z Rosji, sa na tyle silna grupa, ze pojawiaja sie gdzieniegdzie, poza arabskim, angielskim i hebrajskim napisy cyrylica, w telewizji niektore stacje podaja napisy w filmach po hebrajsku i rosyjsku w drugiej linijce i maja nawet radiostacje po rosyjsku, niezbyt ciekawa, ciagle gadaja. Piekne wyglada telegazeta w hebrajskim, a wszystkie dokumenty tu spinaja z prawej strony, segregatory maja ladna ostatnia strone okladki, kolonotatniki tez i na dodatek margines z drugiej strony kartki :)

Dziewczyny na ulicach - czarne pieknosci, choc zdarzaja sie rude i piegowate, blondynki, wszystkie prawie szczuple, nie tak jak w krajach zachodnich, gdzie niestety kroluje nadwaga, zwlaszcza wsrod malolatow.

Jerozolimy opisywac nie bede szczegolowo, ale w murach starego miasta zyje 2 tys chrzescijan, 4 tys zydow i dwadziescia kilka muzulmanow, a zdarzaja sie tez etiopscy murzynscy zydzi, ktorzy maja swoja czesc kosciola Ciala Jezusa na dachu. Duzo turystow, malowniczych uliczek, wykopalisk wystawionych na widok, a w szabat mnostwo ortodoksyjnych starozakonnych w kapeluszach i z pejsami i ichnim pasie modlitewnym. Bylem pod Sciana Placzu, rzeczywiscie modla sie do niej, zostawiaja karteczki z zyczeniem, bylo pusto z uwagi na pogode, ale widac ze w sezonie sa tu wielkie kolejki, zeby wejsc przechodzi sie przez bramke jak na lotnisku, samochody z policja stoja stale tuz obok.

Mowia, ze w lecie jest tu naprawde goraco, temperatura w pomieszczeniach pod pokladem osiaga 48 st!

Jak lalo siedzialem w hotelu, zamiast jak moj kolega Niemiec wziac samochod, przejechac - bagatela - 250 km na poludnie i znalezc sie w calkowicie innym klimacie pustynnym, gdzie slonce swieci prawie zawsze. Przyznaje, nie wpadlem na to... A maja nawet wyciagi narciarskie, bo ich najwyzsza gora ma tyle co nasze Rysy, jest na polnocy, na granicy z Jordania, ale pewnie jak wszytko tu jest troche drozsze niz w Europie. Z uwagi na niechec sasiednich arabskich panstw Izrael gra w europejskich ligach koszykowki i pilki noznej.

Znowu Rosja...

No... Znowu. Mnie napadlo. Tym razem na Szeremietiewie czekam (Moskwa, Azja) slucham tym razem naszego Sydneya Polaka, Sade, Janerki, naprawde jak sobie puscic dobrze znane i lubiane takie np "My Aphrodysiac Is You" Katie Melua to nawet ta szarosc, bloto, mgla, zasieki i podziurawiony mur naokolo lotniska wydaje sie do zniesienia. Cóz dodac do poprzednich moich spostrzezen? Tak samo kobiety to jedyna ozdoba smutnego swiata, choc sie zdarzaja fajne punkty w rzeczywistosci, bywaja sklepy wygladajace po zachodniemu w tym Wolgogradzie, ale zaraz dla kontrastu najwiekszy bodajze w Rosji pomnik Lenina, stojacy na brzegu Wolgi (w tym miejscu na oko szerokosci kilometra), ze wzrokiem wpatrzonym w horyzont z wyspreyowanym numerem lokalnej firmy taksowkowej na cokole, niesamowity brud naokolo pomnika i na brzegach rzeki. Dla informacji - kierowca ze stoczni mi opowiadal, ze zdaje sie w 1961 r zastapil na cokole pieknego jak bog Stalina, wykonanego calkowicie z brazu, no a obecny Lenin jest betonowy. Po rozmowach z ochroniarzem na mostku statku dowiedzialem sie, ze miasto podobno zalozyli Niemcy pareset lat temu, a i Polakow tu sporo mieszka od dawna. Mieszkalem w czesci oddalonej o okolo godziny jazdy federacyjna droga wzdluz Wolgi od scislego centrum metropolii liczacej z okolicznymi przysiolkami, przeksztalcajacymi sie powoli w dzielnice miejskie, prawie 2 miliony mieszkancow, w wiekszosci zamieszkujacych duze skupiska niedbale rozrzuconych blokow typu leningrad, z niesamowicie zapuszczonymi okolicami, malowanymi oponami jako zabawkami dla dzieci i gdzieniegdzie zaniedbane domy typu wiejskiego, z podworkami zajetymi na tymczasowe parkingi lub warsztaty. Na poczatku zatrzymalem sie w domu goscinnym "Siem Koroliej" (7 krolow), polozonym w dzielnicy willowej, co okazalo sie nie byc zaleta - mnostwo psow po zmroku zaczynalo swoje zawodzenia, szczekania i inne psie halasy, hotel ow byl otoczony pieknym murem, ze stalowa brama i furtka na elektromagnes, mial piekne duze pokoje, ale zeby zapalic swiatlo gorne trzeba bylo wyjsc z pokoju wylacznik byl za drzwiami, bylo tez wszystkiego slownie dwa gniazdka wtyczkowe pojedyncze, tak ze jak sie chcialo ogladac telewizje, miec wlaczona stojaca przy lozku lampe (dla ulatwienia rowniez gaszona przyciskiem noznym oddalonym jakies 2 metry od samej lampy) i do tego laptop, to trzeba bylo wybierac: albo - albo. Sniadanie, jak wiekszosc jedzenia w Rosji, bylo albo niesmaczne, albo nieswieze, albo zimne. Wiec ku mej uciesze po przeprowadzce do hotelu Wolga-Don, do ktorego przenioslem sie po 3 dniach bezskutecznych prosb o uruchomienie bezprzewodowego internetu, z widokiem z okna na piekna sluze i zupelnie przyzwoitym standardem moglem odetchnac z ulga: byly 3 podwojne gniazdka, do tego swiatla energooszczedne na pilota (sic!) - gorne i dolne, a dodatkowo jeszcze mala lampka nocna przy lozku! Ale nie ma nic za darmo: za to internet byl w sali konferencyjnej dwa pietra nizej, albo w salce z dwoma komputerami, za to tak zimnej, ze sie siedzialo w kurtce i dalej bylo zimno - to z uwagi na remont przeprowadzany w tamtej czesci hotelu, oni maja dziwny, szeregowy uklad grzejnikow, moze oszczedzaja na rurach, ale kiedy przerwa doplyw do jednego, to w calym pionie jest zimno. Bylem jednak naprawde zaskoczony pomyslem na modernizacje i rozwiazaniami w odnowionej czesci , w ktorej mieszkalem, wszystko bylo w zasiegu reki, dobrze przemyslane, telewizja satelitarna przyzwoitej jakosci, z silnym sygnalem, nie tak jak w tym poprzednim, gdzie sposrod szumow na ekranie trudno bylo cos dostrzec. Kanaly wylacznie rosyjskojezyczne, za to obejrzalem Vabank 2 z oblednym odczuciem, kiedy to Kwinto do Nuty spiewnie zaciagal w jezyku rosyjskim! Oczywiscie nie obylo sie bez dziwactw, np. mozna bylo placic za noclegi karta, a za internet nie - musialem latac do bankomatu zmachany po pracy jak osiolek, ale za to pielmieny w bufecie byly wysmienite, i pani dzwonila do pokoju jak juz byly gotowe. Kartka na sniadanie miala wartosc 100 rubli (ok. 9 PLN), jak sie chcialo cos wiecej - trzeba bylo doplacac, ale za te cene mozna bylo zjesc robione na oczach jajka sadzone, niestety czasami przetrzymane za dlugo, czasami niedosmazone, probowalem wytlumaczyc, co to jajecznica, i nawet sobie raz sam ja zrobilem, ale pani zrobila taaaakie oczy i powiedziala, ze to brzydkie jajka, wiec wiecej nie probowalem. Ciekawostka: dzielnica, w poblizu ktorej mieszkalem to dawna wioska Sareptia, a znamy ja skadinad ze slawnej na caly swiat musztardy sarepskiej, wlasnie tam pewien Niemiec, Glitsch bodajze - w tutejszej pisowni pisany przez "cz" na koncu, zalozyl jedyna w Rosji owczesnej fabryke musztardy. Obecnie jego imieniem nazwany zostal klub bilardowy, w ktorym mialem okazje zauwazyc, ze jednak koniak pity przy stole nie sprzyja celnosci zmagan zawodnikow, sasiedni stol wlasnie sie tym raczyl i nie mogl skonczyc w przewidzianym czasie. My nie pilismy, bo po pijaku, a w tym stanie byla wiekszosc obecnych tam dresiarzy, latwiej w dziob dostac z byle powodu, a czasami nawet bez powodu, na trzezwo sie lepiej ucieka przesladowcom :) Zaprosil mnie na ten upojny sobotni wieczor moj tlumacz, pol Tatar, Timur, (tak jak ten Timur i jego druzyna z lektury szkolnej), mlody chlopak z bujna przeszloscia studiow jezykowych germanistycznych, sluzacy kiedys krotko w milicji czy tez jakiejs firmie ochraniajacej sluzy kanalu Wolga - Don. W centrum Wolgogradu obejrzelismy obowiazkowe punkty typu pomnik Matki - Rosji wznoszacy sie na wzgorzu Stalingradzkim, ich grob poleglego zolnierza z wiecznie plonacym zniczem i tablica zasluzonych, z zewnatrz muzeum bitwy stalingradzkiej itp, i cos, co malo kto widzial od wewnatrz - uniwersytet wolgogradzki, na ktorym studiowal moj cicerone, i wkrecil mnie tam mimo ukazu na drzwiach, ze obcym wstep wzbroniony - no gdzies w miescie trzeba bylo znalezc toalete, jej jakosc przypomniala mi moje dawne czasy studiow - lekko zdewastowane i cuchnace chlorem pozalowania godne przybytki... Bylem tez w planetarium, gdzie przy wejsciu gorowala na scianie olbrzymia mozaika z dobrotliwym Stalinem. Widok ze wzgorza - pomnika nieciekawy, industrialny w charakterze, z kominami, dymami, liniami wysokiego napiecia. Ale na koniec Timur zaciagnal mnie do wysmienitego baru w centrum miasta przy glownym dworcu kolejowym, wybralismy sobie pare dan i kazde bylo wrecz wysmienite! Pierwszy raz w Rosji jadlem cos, do czego nie mozna sie bylo przyczepic - ani smakowo, ani tempreraturowo, ani w ogole wcale! i cena byla zupelnie znosna, duzo nizsza niz w Polsce. Zwykle przyjezdzal po mnie samochod ze stoczni i odwozil mnie z powrotem, ale jak konczylem za pozno korzystalem z minibusikow, z numerami linii, ktore zatrzymywaly sie na kazde machniecie reka, w ktorych przejazd kosztowal od 80 groszy w przeliczeniu w najblizszych okolicach, a do centrum (okolo 1.5 h jazdy) tez tylko 2 PLN. Taksowka na lotnisko - godzina jazdy o 4 rano, czyli w nocy wyniosla mnie jedynie 45 PLN na nasze. Lotnisko Szeremietiewo w Moskwie to tez niezly kwiatek - nigdzie po przyjezdzie z terminalu przylotow krajowych nie ma tablic z ktorej bramki sa loty do ktorego portu lotniczego, widza to tylko ci, co przychodza z miasta, na caly terminal widzialem tylko dwie toalety - jedna damska i jedna meska! Fakt, ze duze, no ale.... W ogole temat toalet jest zdecydowanie zaniedbany w Rosji, w barku naprzeciwko stoczni np. trzeba sie bylo do niej przeciskac miedzy kartonami z dostawami gdzies na zapleczu, przy statku w ogole nie bylo, a ze w miedzyczasie skrecilem lekko noge w kostce ( do bramy ponad 800 m, stolowka przy bramie) to trzeba bylo sobie upatrzyc dyskretny teren za duzym zbiornikiem kolo kotwicy na nabrzezu - facet ma lepiej - caly swiat jest dla niego ubikacja. A tak na marginesie, dobrze miec zawsze, powtarzam zawsze, przy sobie troche papieru toaletowego i kawalek malego hotelowego mydla, po umyciu rak mydlem ktore lezalo na umywalce w stoczni nie mozna sie bylo pozbyc charakterystycznego zapachu szarego mydla przez pare godzin. No to a propos zapachow, jakos tak przez przypadek wzialem ze soba wode kolonska - i cale szczescie - do pokoju jak sie wchodzilo czuc bylo niezmiennie i niezaleznie od ilosci godzin wietrzenia smrod starych papierosow, nie wiem gdzie ten zapach siedzial, bo na pewno nie w firankach, ani w poscieli, moze w wykladzinie, moze w politurze mebli, kto wie. Z paleniem jest zwiazane ciekawe wydarzenie - kiedys w okolicy 23 w hotelu uslyszalem alarm pozarowy, z ogloszeniem przez glosniczek, ze wszyscy goscie maja sie natychmiast ewakuowac ( oczywiscie tylko po rosyjsku, kto nie zna - niech sie spali), zly leciutko wylazlem z wyrka, wcisnalem na siebie ciuchy, buty itp i po otwarciu drzwi okazalo sie, ze to jakis baran zapalil sobie w pokoju, i szukali, w ktorym pokoju czujka zareagowala - dla ulatwienia dodam, ze instalacja wyktrywcza pozaru byla calkiem nowa, na dodatek z czujkami adresowalnymi, wiec na centralce wyswietla sie numer czujki, i, jesli tylko odpowiednio dobrze zaprogramowana jest centralka mozna tez wyswietlic informacje z ktorego pokoju jest alarm, a jak nie - wystarczy miec spis czujek na papierze i sprawdzic. Na tym koncze i zapraszam na nastepny program z cyklu: co autorowi do lba strzeli jak pojedzie gdzies dalej...

niedziela, 18 września 2011

O.......... podrozy jednej

Siedze wlasnie na pieknym lotnisku Domodedowo w Moskwie, mam kolo 6 godzin czekania na samolot do Berlina, wiec sobie puszczam "Kiedy bylem malym chlopcem" Nalepy i pisze.
Wlasnie skonczylem prace, ktora w normalnych, cywilizowanych krajach lacznie z dojazdem zajmuje dwa dni, a tu ich trzeba bylo 3 na prace i 2 na dojazd, i dziekuje istocie najwyzszej, o ile istnieje, za mozliwosc odwiedzania tak egzotycznych miejsc jak Krasnyje Barrikady kolo Astrachania (dorzecze Wolgi, 100 km od jej ujscia do Morza Kaspijskiego) . Smiejemy sie czasem ze stylu ubierania kobiet rosyjskich, te swiecace, kwieciste suknie, nadmierne obwieszenie zlotem wlacznie ze zlotym usmiechem (u starszych), ale ja zaczynam je rozumiec - jedynym "resetem" na beznadziejnie brzydki i rozpadajacy sie swiat dookola jest dbanie o wlasna powierzchownosc, w granicach mozliwosci, ktore sa nota bene niewielkie. Najpierw, jak zobaczylem mloda, ladna dziewczyne, odstawiona jak stroz w Boze Cialo z metka wychodzaca z dekoltu na plecach nie moglem sie powstrzymac od niezlosliwego bynajmniej, ale w sumie zyczliwego usmiechu, ale jak pojechalem na ich prowincje i zobaczylem jak mieszkaja (zaprosili mnie na obiad do prywatnego domu, bo zeby cos zjesc na cieplo w stolowce zakladowej trzeba zglosic dzien naprzod, nigdzie indziej nie mozna, a bylem bez sniadania - mialem do dyspozycji cale, 3-pokojowe mieszkanie, ale bez mozliwosci dostania sniadania, o czym dowiedzialem sie pozniej), po jakich drogach jezdza, jakimi pojazdami sie poruszaja, jaki maja klimat ( lato 38, zima - 25 stopni), to zaczalem widziec, ze one sa jedyna ozdoba tego beznadziejnie zaniedbanegpo, rozniez intelektualnie, mentalnie i uczuciowo swiata.
Wieczorem na potancowce na szumnie zwanym "Laguna" open-air pubie, na ktora zaciagnal mnie w celu uatrakcyjnienia wieczoru kolega automatyk - Rosjanin ze swoim przyjacielem - Ukraincem, a ktora odbywala sie tak naprawde na niedbale wybetonowanym placu ze slupem w strodku, od ktorego odchodzily sznury poprzepalanych i z odlazaca kolorowa farba zarowek, kiedy zobaczylem te dziewczyny (wiekszosc obecnych tam osob), ladnie poubierane, liczace na jakies towarzyskie atrakcje, zal mi sie ich zrobilo. Zyja 30 km od miasta, ale ostatni autobusik GAZel odchodzi okolo 18, taksowka za droga, w telewizji 3 beznadziejne programy z audycjami typu rzucanie sie tortami lub zwierzeniami lokalnych celebrytek.... coz mozna robic w cieply mily wieczor po szalenie upalnym dniu... A ubrane byly calkiem ladnie, nie wspominajac o butach - ech, te szpilki... A propos, Tyrmand pieknie pisal o obuwiu w swoich "Dziennikach"
Najbardziej mierzila mnie jednak glupota kobiet, glownie tych starszych, szarogeszacych sie na swoich niezwykle waznych stanowiskach pilnowaczy kluczy, sprawdzaczy przepustek tudziez nie wiadomo jakich, a kazacych pasazerom np. sciagac buty przy kontroli bramek i zabraniajacych siedziec w hallu, gdzie ludzie te buty sciagali, dla ulatwienia - za bramkami malo bylo innych miejsc, gdzie mozna by bylo spokojnie i w ciszy posiedziec i przeczekac, czytajac najnowsze polskie tygodniki owe 6 godzin do drugiego samolotu. Mentalnosc chyba mozna nazwac pokomunistyczna. O ile u mezczyzn glupota mnie tak nie razi, ot, moze ma gosc inne zalety, moze jest silny np, albo zbiera znaczki, o tyle u kobiet stanowi dla mnie zgrzyt niesamowity. Te wg powszechnych mitow kultury wynoszone na piedestaly, okrasy swiata doczesnego, interesujace przedstawicielki plci piekniejszej, muzy, natchnienia poetow i rzezbiarzy, okazuja sie malostkowymi, ograniczonymi, bezdusznymi osobnikami zaliczanymi do gatunku ludzkiego, i tyle tylko dobrego mozna o nich powiedziec, zeby choc rysy twarzy mialy sympatyczne - niestety po kilkudziesieciu latach w tym systemie traktuja chyba kazdego innego, obcego jak nieokreslone zagrozenie, odwieczny atawizm grup czlowieczych.
A, piekny obrazek widzialem na tym zakurzonym, a po deszczu gliniastym, zadupiu: szla dziewczynka z mama, moze 2-letnia, z pieknymi kokardkami na bokach glowy, ubrana w kolorowa spodniczke, czerwone skarpetki i sandalki, i byla tak rozkoszna w tym otoczeniu, ze oczu nie mozna bylo oderwac.. Tylko potem naszla mnie (czasami mnie nachodzi) refleksja: na kogo wyrosnie, czy tez na taka wredna, majaca za zle wszystkim, ze zyja stara babe? Ktora o niczym nie zadecyduje sama, a zabroni wszystkiego na wszelki wypadek? A moze na takie glupiutke dziewczatko, zbyt wczesnie obarczone obowiazkiem macierzynstwa? No, ale w danym momencie byla niewatpliwa ozdoba tego egzotycznego swiata... i to sie liczy.
Z troche innego rodzaju przezyc - mialem okazje na imprezie integracyjnej mojej firmy osobiscie stapac po rozzarzonych weglach bosymi stopami - lysolek na bebenku podawal rytm, mowil jak chodzic, zeby nie bylo babli - i udalo sie - byly tylko lekkie zadrapania, jakby sie chodzilo po zimnym, ostrym zwirze. Na 40 osob w ogole - odwaznych (niektorzy kibice eufemistycznie okreslali ich raczej jako glupich) okazalo sie cos kolo tuzina, niektorzy jednak babli dostali... widocznie nie powiedzieli dosc silnie swojemu mozgowi, ze stopy sa zimne... I nici ze zwolnienia lekarskiego, na ktore w skrytosci ducha liczylem, gdyby cos jednak nie wyszlo. Podobno rekord Polski to przejscie okolo 97 m po sciezce z zarzacych sie wegielkow drzewnych, a rekord Guinessa to 250m po weglach, mozliwosci ludzkie sa niewiarygodne, ja jednak uwazam, ze to czysta fizyka - krotki kontakt stopy z goracym, chlodzacy stope parujacy pot (z wrazenia) i dlugi okres chlodzenia stopy w powietrzu w czasie kroczenia zapobiega oparzeniom.