czwartek, 22 listopada 2012

O poprawianiu - apel do blogerów

Jeśli jesteś osobą wrażliwą, delikatną, kruchą psychicznie - nie czytaj dalej. Bo to tekst, gdzie bałwan z wybujałym ego kosi bez litości mieczem, stojąc po kostki we krwi niewinnych dzieciątek.

Tak, jestem poprawiaczem, małym, knującym ludzikiem, który chce przejść do historii i być zaproszony na taki, nie przymierzając, Blog Forum Gdańsk, i żeby mu przygotowali koszulkę z nadrukiem: ten gość kiedyś poprawil Seg (jej nie ma co poprawiać, ona pisze poprawnie [wiadomość z ostatniej chwili: udało się! udało się!]), zawistnym, ciasnym, drobnomiasteczkowym bucem, niewyżytym nauczycielem polskiego z podstawówki, niewyluzowanym upierdliwcem, który nie ma nic innego do powiedzenia, jak tylko wytknąć nieistotne dla całego przekazu literówki. O niczym innym nie marzę!

Blogerze! Robisz w słowie, jest to twoje narzędzie, warsztat, to jest oceniane przez czytelników, różnych czytelników, zarówno profesorów, jak i niedoszłych maturzystów. Weź włóż odrobinę wysiłku w sprawdzenie tego, co napisałeś! Jeśli masz wątpliwości - zasiegnij języka, jeśli ci ktoś w komencie zwróci uwagę, że masz błąd - popraw go, a koment skasuj i sprawa zalatwiona.

Wyobraźmy sobie piekną, malowniczą drogę, gładką, z widokami po bokach, niespecjalnie zatłoczoną, na tyle prostą, że można rozejrzeć się, popodziwiać piękno tego świata. Bez zarzutu technicznie, sama przyjemność nią jechać. I nagle garb, dziura, wybój, koło pogięte, powietrze schodzi, kapcia trza zmieniać, śruby nie chcą się odkręcić, trzeba pożyczać podnośnik machając do innych, koło wymienione, jedziemy dalej. Co zapamiętamy z tej drogi? Widoki? Miłą atmosferę? Doznania? Nie! Zapamiętamy, że jakaś cholerna dziura spowodowała opóźnienie w podróży!

Albo: jemy doskonałą smakowo potrawę, wyrafinowaną, ładnie podaną, nie trzeba było się narobić, długo naczekać, płacić (bo to kolacyjka slużbowa) i nagle zgrzyt, piasek, szkliwo, łamiemy kawalek zęba. Jakie wrażenie zapamiętamy z tego posiłku? To ostatnie!

Czytuję blogi, nawet sporo. Bywa, że myśl przednia, refleksje wspaniałe, wrażenie: sam bym tego nie ujął lepiej, warto zapamietać, a tu nagle - zgrzyt - babol, źle odmieniony wyraz, nie ten przypadek, 'nie' napisane osobno zamiast razem, bo literówkę da się jakoś strawić, braki w przecinkach jeszcze takiego zgrzytu nie staniowią. Uwaguję. Poprawiam beznamiętnie, bez żadnych złych intencji, chcę, aby następny czytelnik już tego zgrzytu nie zaznał, żeby świat był lepszy, poprawny, doskonalszy.  I o ile poprawiam bez uczuć, to to, co po tym następuje, już uczucia pewne budzi.
Jest wiele reakcji, od spodziewanej - poprawienia, podziękowania, badź żartobliwego: - a niech zostanie, dla potomności - do wyzwania od hejterów, że złośliwie, że sie wywyższam, że nie mam nic innego do powiedzenia, poza poprawianiem nieustannym, że musiałem wstać lewą nogą, żebym wyluzował itd itp.
Nie muszę chyba wspominać, że nie ma czego szukać u kogoś, komu wybujałe ego każe traktować beznamiętne pokazanie tego, że zrobił błąd (jak śmie mnie poprawiać! a kto mu dał prawo!) jak zamach na jego istotę, jego wykształcenie, jego refleksje, jego życie całe.
To wlaśnie reakcje obrażonego autora pokazują, jakim czlowiekiem jest - czy kimś z dystansem, który potrafi po męsku (sorka, jestem meską szowinistyczną knurzycą) przyjać słuszną uwagę (jak nie mam racji lub nie jestem pewien - nie zabieram głosu) na klatę, zapamiętać i nie błądzić więcej, czy kimś, kto ma z tym jakiś problem. Jak ma - pożegnamy się, mało to frustratów chodzi po świecie, może nawet utalentowanych, może interesujących, ale kto z nimi ma ochotę wejść w bliższe relacje, choćby tylko intelektualne? Bo ja nie!

Blogerze, pomyśl o tym, że twój brat, syn, córka (sprawdzić, czy nie ksiądz) może przeczytać twój blog, zapamietać zbitek niepoprawnych słów, użyć tego w pracy maturalnej np. i dostać ocenę niżej! Chyba nie chcesz mieć zmarnowanej kariery jego na sumieniu, bo nie dostanie się na wymarzone studia, nie znajdzie upatrzonej pracy, będzie sie błąkał o chlebie i wodzie, żebrząc pod mostem.

Są też ciekawostki, kiedyś, na zwrócenie uwagi, ze MI nie stawia sie na początku zdania, a tylko po czasownikach i partykułach, dostałem odpowiedź, że specjalnie ten ktoś tak robi, bo strasznie denerwuje go odwrotny błąd - używanie 'mnie' po czasownikach właśnie. No, zagwozdka dla mego prostego umysłu... z tego powodu, że denerwuje inny błąd - robi się drugi... Nobotak!

Swoją drogą zastanawia fakt, że w tekście piętnującym błędy innych, po zwróceniu uwagi na błąd autora notki - ten bagatelizuje go, twierdzi, że to takie niewinne przekręcenie, jego własny błąd go nie razi, bo to jego sposób wyrażania myśli jest dobry, a grzmi na innych! To na pewno ta tradycja chrześcijańska, zawsze jest to powiedzonko o źdźble w oku innych i belce w swoim. Autorze! - nie 'polonizuj' ze mną, skoro wiem, że mam rację!

Nie mówię tu o licentia poetica, jak segrittowe 'podrurze', czy: 'oborze!', jeśli wyłapię w charakterze bloga, że to świadomy środek - nie uwaguję, jak jestem niepewny - pytam, choć czasem link do kontaktu z autorem mi nie działa, o wiele lepiej, jeśli email autora jest jawny, do przepisania.

Blogerze! Czytelnik poświęca twemu tekstowi swój czas, chce uczty, doznań, a jak tu odczuwać przyjemność w arii z jedną fałszywą nutą albo obcując z arcydziełem z rozmazanym fragmentem obrazu? Co innego specjalna deformacja rzeczywistości,  przemyślana, w koncepcji dzieła od początku. Morznaby oczywisće pisadź nie poprawnie, specyalnje, ale czyrz to nieobraca ówagi Czytelnika ot meritóm sprawy?
Dupa tam. A tak naprawdę wkurza mnie, że jak komuś wytknąć błąd, to ten zamiast się do tego przyznać, przyswoić, poprawić, nigdy więcej tego nie robić, próbuje dorobić do tego ideologię i zastosować marną socjotechnikę pt. 'A ty masz krzywą gębę i nie będę cię słuchał'.

W tym ostrym tekście zostały specjalnie popełnione błędy, specjalnie dla takich poprawiaczy jak ja. Do dzieła!

Mimo wszystko życzliwy światu zgryźliwy zrzęda

sobota, 10 listopada 2012

a kiedy przyjdzie, przyjdzie po mnie zegarmistrz swiatla


Tytul bezwstydnie sciagnalem, zreszta pomysl tez, z bloga. Pozdrawiam Ceress. Dzis bedzie o smierci. Bo o smierci nie powinni sie madrowac starsi, ale wlasnie ci w kwiecie wieku. (hihi, to niby o mnie) No bo jest tak - albo jestesmy my i nie ma smierci, albo jest smierc i nie ma nas. I dlatego sie nie boje, bo niby czego. O wiele bardziej nalezy sie bac lapiduchow, jak juz bedziesz niezdolny do decydowania o wlasnym ciele, te barany beda cie utrzymywac przy zyciu, ze strachu, ze ktos ich, byc moze, oskarzy o nierobienie wszystkiego co w ich mocy, zeby klient w wieku jak najbardziej nadajacym sie do smierci nie zszedl byl. Idiotyzm. Ja tam chcialbym odejsc albo swiadomie, w jakims milym momencie zycia (tu tylko moge sie zastanowic, ze traume moze miec partnerka) albo we snie. Smierc jest procesem tak naturalnym jak i narodziny, bo kazde jedne koncza sie drugim. Jakby nie bylo smierci to o ho ho ho. Same plagi by byly. Przeludnienie, brak harmonii, brak rozwoju, postepu, czegokolwiek, wiec jak juz na swiecie jest tak madrze urzadzone, ze smierc jest, to tak ma byc. Ja sie juz swoje nazylem, oczywiscie, wypomnicie mi te slowa, jak juz bede trzymajacym sie kurczowo zycia schorowanym i niemajacym zbyt wielu przyjemnosci w zyciu staruszeczkiem, ale w kazdym razie czlek sie troche nazyl.  W porownaniu np. z innymi, ktorzy juz nie zyja, bo w wieku od 0 do biezacego wieku twego pomarli sobie spokojnie lub nie. Dlatego jezdze szybko motocyklem, samochodem, nie dbam przesadnie o bezpieczenstwo, wychodzac z zalozenia, ze natura jest madra i glupie osobniki po prostu eliminuje. Zawsze staralem sie byc madry i dobry, co nie znaczy, ze mi wyszlo, ale takie podskorne dazenie pozostalo. I na razie jeszcze zyje - wiec wniosek nasuwa sie sam. Gorzej, ze zyje jeszcze wielu innych lajdakow, oszustow, obibokow i ludzi udajacych ewolucje. Mozna by oczywiscie tu przytoczyc jakies przyslowia ludowe typu drzewo, dom, syn (przypadkowo sie udalo, nawet caly las, dom wlasnymi recami, syn tez udatny) ale to nie o tym mialo byc. Na straszeniu dobrze zarabiaja wszystkie towarzystwa ubezpieczeniowe, w sumie to podswiadomy przekaz straszacy jest w kazdej prawie reklamie - jak nie kupisz ... to bedziesz niemodny, odrzucony, wysmiewany, nieatrakcyjny, nie znajdziesz chopa, pracy, bedziesz malo zarabial, nie bedziesz mial spokojnej starosci... Borzebron przed spokojna staroscia, co to, mam siedziec w oknie domu starcow i liczyc wroble, co przelatuja?


Tez ta cala mecyja z grobami, pamietaniem, lampkami, pozytywkami... A na cholere to komu? Jak juz umrze to nieboszczykowi jak kadzidlo potrzebne, a zyjacy niech sie zajma wlasnymi sprawami, bo problemow maja zawsze po kokardy. Nie znam nikogo, kto moglby powiedziec, ze nie ma problemow, a niektorzy, zwlaszcza w starszym wieku, sporo czasu spedzaja na cmentarnych alejkach. To, ze sie kogos kochalo nie poznamy po najwiekszym grobowcu czy najladniejszych tujach na cmentarzu, tylko w tym, jak sie go wspomina, wez wiec zrob cos, zeby i ciebie dobrze i czesto wspominali zyjacy i ty wspominaj cieplo tych zmarlych, ktorzy na to zasluguja. O zlych nie ma co wspominac, chyba ze dla przestrogi. Poza tym to przeciez straszny wstyd byc najbogatszym materialnie na cmentarzu. Oczywiscie, zaraz sie znajdzie jakis Tewje Mleczarz z okrzykiem: Tradition! Ale czy akurat ta tradycja nie jest dla nas balastem, ktory targamy zamiast obiektywnie oceniac terazniejsze zycie?

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Vd7dJvP0K6M

A tak poza tym to lubie cmentarze, zwlaszcza, ze dane mi bylo wyrastac w miescie, gdzie jest jeden z najwiekszych w Europie. Kazdy, zwlaszcza na obczyznie, mowi co nieco o ludziach, glownie tych zyjacych. Mozna sobie popatrzec na styl, nazwiska, okazalosc, roslinnosc. To stanowi charakter, co nie znaczy, ze ja bym chcial lezec tam gdzies, szczegolnie. Wali mnie to. Nigdy zas nie mialem powazania do materialnych pomnikow czegokolwiek, poza pomnikami przyrody, ktore jako jedyne nie sa symbolem czyichs pokreconych idei. Jesli o mnie idzie, to oddawanie czesci zmarlym to jakis dziwny obyczaj. Czlowiek jest czlowiekiem, nie wierze, ze zawsze byl idealny, pewnie sklamal, moze zdradzil, moze zachowal sie pare razy jak swinia i tego jego smierc nie zmieni, wiec cala ta balwochwalcza otoczka wobec 'tych co za ojczyzne zycie oddali' jest do bani, nie kupuje jej.