Jeśli jesteś osobą wrażliwą, delikatną, kruchą psychicznie - nie czytaj dalej. Bo to tekst, gdzie bałwan z wybujałym ego kosi bez litości mieczem, stojąc po kostki we krwi niewinnych dzieciątek.
Tak, jestem poprawiaczem, małym, knującym ludzikiem, który chce przejść do historii i być zaproszony na taki, nie przymierzając, Blog Forum Gdańsk, i żeby mu przygotowali koszulkę z nadrukiem: ten gość kiedyś poprawil Seg (jej nie ma co poprawiać, ona pisze poprawnie [wiadomość z ostatniej chwili: udało się! udało się!]), zawistnym, ciasnym, drobnomiasteczkowym bucem, niewyżytym nauczycielem polskiego z podstawówki, niewyluzowanym upierdliwcem, który nie ma nic innego do powiedzenia, jak tylko wytknąć nieistotne dla całego przekazu literówki. O niczym innym nie marzę!
Blogerze! Robisz w słowie, jest to twoje narzędzie, warsztat, to jest oceniane przez czytelników, różnych czytelników, zarówno profesorów, jak i niedoszłych maturzystów. Weź włóż odrobinę wysiłku w sprawdzenie tego, co napisałeś! Jeśli masz wątpliwości - zasiegnij języka, jeśli ci ktoś w komencie zwróci uwagę, że masz błąd - popraw go, a koment skasuj i sprawa zalatwiona.
Wyobraźmy sobie piekną, malowniczą drogę, gładką, z widokami po bokach, niespecjalnie zatłoczoną, na tyle prostą, że można rozejrzeć się, popodziwiać piękno tego świata. Bez zarzutu technicznie, sama przyjemność nią jechać. I nagle garb, dziura, wybój, koło pogięte, powietrze schodzi, kapcia trza zmieniać, śruby nie chcą się odkręcić, trzeba pożyczać podnośnik machając do innych, koło wymienione, jedziemy dalej. Co zapamiętamy z tej drogi? Widoki? Miłą atmosferę? Doznania? Nie! Zapamiętamy, że jakaś cholerna dziura spowodowała opóźnienie w podróży!
Albo: jemy doskonałą smakowo potrawę, wyrafinowaną, ładnie podaną, nie trzeba było się narobić, długo naczekać, płacić (bo to kolacyjka slużbowa) i nagle zgrzyt, piasek, szkliwo, łamiemy kawalek zęba. Jakie wrażenie zapamiętamy z tego posiłku? To ostatnie!
Czytuję blogi, nawet sporo. Bywa, że myśl przednia, refleksje wspaniałe, wrażenie: sam bym tego nie ujął lepiej, warto zapamietać, a tu nagle - zgrzyt - babol, źle odmieniony wyraz, nie ten przypadek, 'nie' napisane osobno zamiast razem, bo literówkę da się jakoś strawić, braki w przecinkach jeszcze takiego zgrzytu nie staniowią. Uwaguję. Poprawiam beznamiętnie, bez żadnych złych intencji, chcę, aby następny czytelnik już tego zgrzytu nie zaznał, żeby świat był lepszy, poprawny, doskonalszy. I o ile poprawiam bez uczuć, to to, co po tym następuje, już uczucia pewne budzi.
Jest wiele reakcji, od spodziewanej - poprawienia, podziękowania, badź żartobliwego: - a niech zostanie, dla potomności - do wyzwania od hejterów, że złośliwie, że sie wywyższam, że nie mam nic innego do powiedzenia, poza poprawianiem nieustannym, że musiałem wstać lewą nogą, żebym wyluzował itd itp.
Nie muszę chyba wspominać, że nie ma czego szukać u kogoś, komu wybujałe ego każe traktować beznamiętne pokazanie tego, że zrobił błąd (jak śmie mnie poprawiać! a kto mu dał prawo!) jak zamach na jego istotę, jego wykształcenie, jego refleksje, jego życie całe.
To wlaśnie reakcje obrażonego autora pokazują, jakim czlowiekiem jest - czy kimś z dystansem, który potrafi po męsku (sorka, jestem meską szowinistyczną knurzycą) przyjać słuszną uwagę (jak nie mam racji lub nie jestem pewien - nie zabieram głosu) na klatę, zapamiętać i nie błądzić więcej, czy kimś, kto ma z tym jakiś problem. Jak ma - pożegnamy się, mało to frustratów chodzi po świecie, może nawet utalentowanych, może interesujących, ale kto z nimi ma ochotę wejść w bliższe relacje, choćby tylko intelektualne? Bo ja nie!
Blogerze, pomyśl o tym, że twój brat, syn, córka (sprawdzić, czy nie ksiądz) może przeczytać twój blog, zapamietać zbitek niepoprawnych słów, użyć tego w pracy maturalnej np. i dostać ocenę niżej! Chyba nie chcesz mieć zmarnowanej kariery jego na sumieniu, bo nie dostanie się na wymarzone studia, nie znajdzie upatrzonej pracy, będzie sie błąkał o chlebie i wodzie, żebrząc pod mostem.
Są też ciekawostki, kiedyś, na zwrócenie uwagi, ze MI nie stawia sie na początku zdania, a tylko po czasownikach i partykułach, dostałem odpowiedź, że specjalnie ten ktoś tak robi, bo strasznie denerwuje go odwrotny błąd - używanie 'mnie' po czasownikach właśnie. No, zagwozdka dla mego prostego umysłu... z tego powodu, że denerwuje inny błąd - robi się drugi... Nobotak!
Swoją drogą zastanawia fakt, że w tekście piętnującym błędy innych, po zwróceniu uwagi na błąd autora notki - ten bagatelizuje go, twierdzi, że to takie niewinne przekręcenie, jego własny błąd go nie razi, bo to jego sposób wyrażania myśli jest dobry, a grzmi na innych! To na pewno ta tradycja chrześcijańska, zawsze jest to powiedzonko o źdźble w oku innych i belce w swoim. Autorze! - nie 'polonizuj' ze mną, skoro wiem, że mam rację!
Nie mówię tu o licentia poetica, jak segrittowe 'podrurze', czy: 'oborze!', jeśli wyłapię w charakterze bloga, że to świadomy środek - nie uwaguję, jak jestem niepewny - pytam, choć czasem link do kontaktu z autorem mi nie działa, o wiele lepiej, jeśli email autora jest jawny, do przepisania.
Blogerze! Czytelnik poświęca twemu tekstowi swój czas, chce uczty, doznań, a jak tu odczuwać przyjemność w arii z jedną fałszywą nutą albo obcując z arcydziełem z rozmazanym fragmentem obrazu? Co innego specjalna deformacja rzeczywistości, przemyślana, w koncepcji dzieła od początku. Morznaby oczywisće pisadź nie poprawnie, specyalnje, ale czyrz to nieobraca ówagi Czytelnika ot meritóm sprawy?
Dupa tam. A tak naprawdę wkurza mnie, że jak komuś wytknąć błąd, to ten zamiast się do tego przyznać, przyswoić, poprawić, nigdy więcej tego nie robić, próbuje dorobić do tego ideologię i zastosować marną socjotechnikę pt. 'A ty masz krzywą gębę i nie będę cię słuchał'.
W tym ostrym tekście zostały specjalnie popełnione błędy, specjalnie dla takich poprawiaczy jak ja. Do dzieła!
Mimo wszystko życzliwy światu zgryźliwy zrzęda
Tak, jestem poprawiaczem, małym, knującym ludzikiem, który chce przejść do historii i być zaproszony na taki, nie przymierzając, Blog Forum Gdańsk, i żeby mu przygotowali koszulkę z nadrukiem: ten gość kiedyś poprawil Seg (jej nie ma co poprawiać, ona pisze poprawnie [wiadomość z ostatniej chwili: udało się! udało się!]), zawistnym, ciasnym, drobnomiasteczkowym bucem, niewyżytym nauczycielem polskiego z podstawówki, niewyluzowanym upierdliwcem, który nie ma nic innego do powiedzenia, jak tylko wytknąć nieistotne dla całego przekazu literówki. O niczym innym nie marzę!
Blogerze! Robisz w słowie, jest to twoje narzędzie, warsztat, to jest oceniane przez czytelników, różnych czytelników, zarówno profesorów, jak i niedoszłych maturzystów. Weź włóż odrobinę wysiłku w sprawdzenie tego, co napisałeś! Jeśli masz wątpliwości - zasiegnij języka, jeśli ci ktoś w komencie zwróci uwagę, że masz błąd - popraw go, a koment skasuj i sprawa zalatwiona.
Wyobraźmy sobie piekną, malowniczą drogę, gładką, z widokami po bokach, niespecjalnie zatłoczoną, na tyle prostą, że można rozejrzeć się, popodziwiać piękno tego świata. Bez zarzutu technicznie, sama przyjemność nią jechać. I nagle garb, dziura, wybój, koło pogięte, powietrze schodzi, kapcia trza zmieniać, śruby nie chcą się odkręcić, trzeba pożyczać podnośnik machając do innych, koło wymienione, jedziemy dalej. Co zapamiętamy z tej drogi? Widoki? Miłą atmosferę? Doznania? Nie! Zapamiętamy, że jakaś cholerna dziura spowodowała opóźnienie w podróży!
Albo: jemy doskonałą smakowo potrawę, wyrafinowaną, ładnie podaną, nie trzeba było się narobić, długo naczekać, płacić (bo to kolacyjka slużbowa) i nagle zgrzyt, piasek, szkliwo, łamiemy kawalek zęba. Jakie wrażenie zapamiętamy z tego posiłku? To ostatnie!
Czytuję blogi, nawet sporo. Bywa, że myśl przednia, refleksje wspaniałe, wrażenie: sam bym tego nie ujął lepiej, warto zapamietać, a tu nagle - zgrzyt - babol, źle odmieniony wyraz, nie ten przypadek, 'nie' napisane osobno zamiast razem, bo literówkę da się jakoś strawić, braki w przecinkach jeszcze takiego zgrzytu nie staniowią. Uwaguję. Poprawiam beznamiętnie, bez żadnych złych intencji, chcę, aby następny czytelnik już tego zgrzytu nie zaznał, żeby świat był lepszy, poprawny, doskonalszy. I o ile poprawiam bez uczuć, to to, co po tym następuje, już uczucia pewne budzi.
Jest wiele reakcji, od spodziewanej - poprawienia, podziękowania, badź żartobliwego: - a niech zostanie, dla potomności - do wyzwania od hejterów, że złośliwie, że sie wywyższam, że nie mam nic innego do powiedzenia, poza poprawianiem nieustannym, że musiałem wstać lewą nogą, żebym wyluzował itd itp.
Nie muszę chyba wspominać, że nie ma czego szukać u kogoś, komu wybujałe ego każe traktować beznamiętne pokazanie tego, że zrobił błąd (jak śmie mnie poprawiać! a kto mu dał prawo!) jak zamach na jego istotę, jego wykształcenie, jego refleksje, jego życie całe.
To wlaśnie reakcje obrażonego autora pokazują, jakim czlowiekiem jest - czy kimś z dystansem, który potrafi po męsku (sorka, jestem meską szowinistyczną knurzycą) przyjać słuszną uwagę (jak nie mam racji lub nie jestem pewien - nie zabieram głosu) na klatę, zapamiętać i nie błądzić więcej, czy kimś, kto ma z tym jakiś problem. Jak ma - pożegnamy się, mało to frustratów chodzi po świecie, może nawet utalentowanych, może interesujących, ale kto z nimi ma ochotę wejść w bliższe relacje, choćby tylko intelektualne? Bo ja nie!
Blogerze, pomyśl o tym, że twój brat, syn, córka (sprawdzić, czy nie ksiądz) może przeczytać twój blog, zapamietać zbitek niepoprawnych słów, użyć tego w pracy maturalnej np. i dostać ocenę niżej! Chyba nie chcesz mieć zmarnowanej kariery jego na sumieniu, bo nie dostanie się na wymarzone studia, nie znajdzie upatrzonej pracy, będzie sie błąkał o chlebie i wodzie, żebrząc pod mostem.
Są też ciekawostki, kiedyś, na zwrócenie uwagi, ze MI nie stawia sie na początku zdania, a tylko po czasownikach i partykułach, dostałem odpowiedź, że specjalnie ten ktoś tak robi, bo strasznie denerwuje go odwrotny błąd - używanie 'mnie' po czasownikach właśnie. No, zagwozdka dla mego prostego umysłu... z tego powodu, że denerwuje inny błąd - robi się drugi... Nobotak!
Swoją drogą zastanawia fakt, że w tekście piętnującym błędy innych, po zwróceniu uwagi na błąd autora notki - ten bagatelizuje go, twierdzi, że to takie niewinne przekręcenie, jego własny błąd go nie razi, bo to jego sposób wyrażania myśli jest dobry, a grzmi na innych! To na pewno ta tradycja chrześcijańska, zawsze jest to powiedzonko o źdźble w oku innych i belce w swoim. Autorze! - nie 'polonizuj' ze mną, skoro wiem, że mam rację!
Nie mówię tu o licentia poetica, jak segrittowe 'podrurze', czy: 'oborze!', jeśli wyłapię w charakterze bloga, że to świadomy środek - nie uwaguję, jak jestem niepewny - pytam, choć czasem link do kontaktu z autorem mi nie działa, o wiele lepiej, jeśli email autora jest jawny, do przepisania.
Blogerze! Czytelnik poświęca twemu tekstowi swój czas, chce uczty, doznań, a jak tu odczuwać przyjemność w arii z jedną fałszywą nutą albo obcując z arcydziełem z rozmazanym fragmentem obrazu? Co innego specjalna deformacja rzeczywistości, przemyślana, w koncepcji dzieła od początku. Morznaby oczywisće pisadź nie poprawnie, specyalnje, ale czyrz to nieobraca ówagi Czytelnika ot meritóm sprawy?
Dupa tam. A tak naprawdę wkurza mnie, że jak komuś wytknąć błąd, to ten zamiast się do tego przyznać, przyswoić, poprawić, nigdy więcej tego nie robić, próbuje dorobić do tego ideologię i zastosować marną socjotechnikę pt. 'A ty masz krzywą gębę i nie będę cię słuchał'.
W tym ostrym tekście zostały specjalnie popełnione błędy, specjalnie dla takich poprawiaczy jak ja. Do dzieła!
Mimo wszystko życzliwy światu zgryźliwy zrzęda