wtorek, 3 października 2017

Zapadanie się - studium


Zapadanie się - poczucie, że wszystko jest nieistotne, odrywanie się od doczesności, tak jakby wszystko, co związane z życiem, zwyczajnym życiem, nie dotyczyło, było zbędne, przeszkadzało, uwierało, drażniło.
To, co było potrzebne dotychczas - to tylko szkliwo, twarda, gładka, bardzo cienka powłoka, pozwalająca gryźć i przez to jeść i trawić, ale przecież nikt nie każe ciągle jeść, więc można popościć przez czas jakiś. Funkcjonuje, nawet składnie, użytecznie, ułatwia przeżycie, dopóki nie pęknie. Wtedy zaboli.
Czasem człowiek ma poczucie, że wydarzenia, zachodzące wokół i jego dotyczące, są jakieś mało ważne, jakby dotyczyły jakiegoś innego członka rodziny, dalekiego i niekoniecznie lubianego, choć to przecież rodzina.
Nie chce się.
Nie chce się zabrać do czegokolwiek.
Wszelkie dźwięki albo są nieistotne, albo drażniące, irytujące, irracjonalnie irytujące.
Sąsiad piłujący drewno na zimę.
Odgłos pikania przy cofaniu śmieciarki.
Jakiś ptak skrzeczący o 4:30, choć się potem uspakaja i przestaje. Ale wtedy inne zaczynają drzeć dzioby. Cichną koło 6:30
Śpi się. Śni się. Budzi się w dziwnym rozedrganiu i chłodzie, kłującym małymi szpileczkami wszędzie, z wyjątkiem czaszki, bo tam łupie.
Nicnierobienie jest błogie, otulające jak aksamit. Jednak zgubne. Człowiek jest istotą społeczną i aktywną. Społeczność nie wybacza aspołeczności i bierności.
Dochodzi niezrozumienie. Nie chce się? Leń! Zrób coś ze sobą! Weź się w garść! Przecież tak nie można! Masz obowiązki! Dzieci, druga połowa jabłka, potrzeby innych, niezaspokojone...
Ktoś czegoś chce. Inny też czegoś chce. Następny też...
Twojej reakcji, pochwały, ankiety, maila, loginu, obietnicy następnych zakupów... czasem porady, jak się na czymś znasz, a oni nie.
Wymagania, etapy, rozwój, zwiększanie wartości dodanej, optymalizacja, minimalizacja nakładów - o, minimalizacja wysiłku to jest coś!
Sensem życia staje się życie godne, dobrej jakości, koniecznie długie, najlepiej bez bólu, dentysta nie chce się męczyć i wiercić bez znieczulenia, bo mu zaburzysz harmonogram wizyt, jak będzie musiał wiercić ostrożniej, a nie jak najszybciej.
A sensem życia przecieź nie jest zachowanie zdrowia. Jak najdłużej.
Twoje pasje i to, co cię kręci są jakieś dziwne.
To przecież ryzykowne, niebezpieczne, tak się nie robi, to takie niedojrzałe, szczeniackie, ile ty masz lat? W twoim wieku?
Motocykl - kryzys wieku średniego. Automatyczna łatka. Szybka maszyna, jeździ jak wariat, a pod kaskiem siwiejący łeb.
No ale to tylko takie hobby, próba realizacji marzeń z wieku młodzieńczego. Jakich marzeń? Co to są marzenia? Takie sny, kiedyś, dawno, wyidealizowane wrażenie przyjemności, rozkoszy, szmerku w głowie, upicia na wesoło, które nigdy już potem się nie powtórzyło, potem już tylko najpierw plątanie języka, pseudofilozoficzne dywagacje, coraz bardziej zmieniające się w bełkot, potem zatrucie, zapadnięcie w nicość i niepamięć, następnego dnia amnezja i zemsta sponiewieranego organizmu, fizjologiczna.
We śnie jest przyjemność, błogość, rozkosz robienia jakiejś rzeczy - w realu tylko popłuczyny po tej przyjemności.
Spotkanie się z zachwytem drugiej osoby - miłe uczucie, ale nieswojo. Może wrócić do dobrze znanej, oswojonej, wypracowanej bylejakości i beznadziei? To łatwe!
Trzask prask i po krzyku. Trochę szkoda. A mogło być tak pięknie...
Taka bieda, panie, że pijak, chcący na piwo parę groszy, jeszcze dołożył mi, żebym już przestał.
A niby jest tak pięknie... przestronnie, czysto (tak, koniecznie musi być czysto, poukładane, każda rzecz ma mieć swoje miejsce, swój czas, swoje przeznaczenie, każda wykorzystywana, zbędne będą usunięte, nie do śmieci, do odpowiedniego worka na selektywne odpady, tu szkło, tu metal i plastik, tu karton i papier, tam biologiczne, tu zbędna odzież. No i baterie, te zawsze osobno, żeby nie zatruwać środowiska)
Ech, eutanazja! Trzeba sobie przygotować wszystko, żeby w razie czego móc się uwolnić od tego bólu istnienia, bezboleśnie odejść, zasnąć, skończyć, skończyć jako urna na kominku... A nie, nie można, bo ktoś ustanowił prawo, że to by było bezczeszczenie zwłok, tak jak nie można rozsypać popiołów po bliskiej osobie na cztery strony świata, bo ochrona środowiska, bo to, bo tamto.
Teraz to nawet nie można się skremować w trumnie kartonowej, musi być przynajmniej sosnowa, ktoś musi zarobić, przyciąć na tym ostatnim pudełku, takie przepisy... co zrobić, panie?
Kloss to miał dobrze, czy Stirlitz, kapsułka z trucizną przyczepiona do zęba, czy policzka wewnątrz, nie pamiętam juź.
Chwilowo pokój to cały świat, sufit - jedyny widok, jedyne uczucie - przychodzący dementorzy, niektórzy wielcy, niektórzy słabi, raz na krótko, raz na dłużej, czerń, rozpacz, beznadzieja, zapaść.
Letarg.
Odpocząć, choć przecież od czego? Nicnierobienia? Ale przecież jest takie zmęczenie, przewlekłe, chroniczne, obezwładniające, wszechogarniające...
A tu piękny poranek, słonko rankiem wstało, idź do światła, na świeże powietrze, ciesz się życiem, życiem do życi...
Trzeba korzystać z pogody, może poznasz nowych przyjaciół, misiu...
Nie, prosiaczku, mały książę, książę ciemności, nie!
Chyba już nie poznam, chyba że w Poznaniu.

A życie? Życie toczy się dalej. Jak pociąg towarowy, powoli, ale nieubłaganie.