sobota, 22 października 2011

Słów parę o Hiszpanii

kwiecien 2008
to akurat Barcelona i Sagrada Familia


I znooowu siedze na lotnisku, tym razem Oviedo/Asturias, bo Hiszpanie nie mogą się zdecydowac, której nazwy uzywać oficjalnie, na biletach jest Oviedo, a na tablicach świetlnych oczywiście, dla zmylenia przeciwnika - Asturias, to jest lekko zachodniopółnocne wybrzeże Atlantyku, wiec pogoda bynajmniej nie jest śródziemnomorska, czasem, jak jest słońce to dochodzi do 17-18 stopni w cieniu, ale jak deszcz i wieje to tyle co w Polsce, albo i mniej - teraz jest np 9, a w tym czasie u nas - 14, wieje i leje tak, jak nie przymierzając w Bergen, gdzie właśnie bawiłem ostatnio i dowiedziałem się, że to właśnie tam jest najwieksza ilość opadow na świecie! I odczułem to na własnej skórze też, bo na 2 tygodnie pobytu, byl jeden dzień taki, że z pieknego stanowiska widokowego na pobliskiej górze można coś było zobaczyc i powygrzewać sie w słońcu, a we wszytkie pozostałe juz bylo chmurno, durno, nieprzyjemnie, jak kiedyś śpiewał jeden z moich ulubionych wykonawców kabaretowych Jan Kaczmarek (niedawno przestał palić).
Hiszpanie albo nie mówią po angielsku - i wtedy nie jest to problem, trzeba samemu zacząć sie uczyć, albo mówia ze strasznym akcentem, dostałem krotkofalówke, zeby coś tam zsynchronizować, i o ile gościa na żywo jeszcze jako tako rozumiałem, to przez to urządzenie się już nie dało, musiałem biegać i "ręcznie" słuchać co trzeba robić następne.
A propos nauki, zamówiłem subskrypcję na bezpłatne kilka lekcji hiszpańskiego z jednej szkoły językowej i, o dziwo, przychodzą, regularnie co dzień jedna, nie można przyspieszyć niestety, więc jak dojdzie do jakiego takiego poziomu zaawansowania to ja już dawno pewnie będę znów w Norwegii, albo Botswanie. Ale za to wiem już dlaczego Mallorka czyta się Majorka i podobne rzeczy.
U nich po prostu dwa "l" (ll) czyta sie jak polskie "j", zawsze, a "v" jak polskie "b", tak ze swojsko wygladające vino czyta sie bino! (znaczy wlasnie wino, albo przyszedł) Dość popularne w kręgach barowych wyznawców słowo cerveza (piwo) czyta sie jak "therbeza" (jak w angielskim th) w hiszpanii, a "serbeza" w Amerykach
Mogę kilka zacytować, a są to mam nadzieję ciekawostki warte rozpowszechniania, bo obalanie stereotypów to jest jedna z moich ulubieńszych misji otrzymanych od Blues Brothers.
Np.:
W Hiszpanii zawsze świeci słońce. Nieprawda. Nie w całej Hiszpanii. Faktycznie, liczba dni słonecznych w roku jest imponująca, są jednak miejsca, gdzie całkiem zdrowo leje – przede wszystkim na północy. Podobno w Santiago de Compostela deszcz pada we wszystkich kierunkach, nie tylko z góry na dół, ale i z dołu do góry, z boku po przekątnej itp.
  Wszyscy Hiszpanie tańczą flamenco. Nieprawda. Czy wydaje Ci się, że wszyscy Hiszpanie klaszczą, przytupują i krzyczą Olé! przy dźwiękach gitary? Nie wszyscy. Flamenco to taniec pochodzący z Andaluzji, na północ od Kordowy nikt flamenco nie tańczy! Poza tym naprawdę tańczyć flamenco umieją nieliczni, cała reszta, no właśnie, przytupuje i malowniczo macha rękami.
  Wszyscy Hiszpanie chodzą na korridę. Nieprawda. Korrida to niezwykle silnie zakorzeniona w Hiszpanii tradycja, jednak przez wielu Hiszpanów uznawana jest za barbarzyństwo i wstyd narodowy.
A kiedy nie tańczą flamenco ani nie siedzą na korridzie, leżą na plaży. Prawda, w tym sensie, że większość Hiszpanów uwielbia plażę, słońce i morze (trudno się dziwić). Hiszpanie są bardzo przywiązani do swojego klimatu i kiedy jest im zimno albo kiedy przez szereg dni nie ma słońca, ich dusza cierpi! Wakacje większość Hiszpanów spędza we własnym kraju – na plaży. Po co się poniewierać po świecie kiedy wszystko co do szczęścia potrzeba ma się pod nosem?
Wszyscy Hiszpanie krzyczą albo „głośno rozmawiają”. Prawda. Cichym narodem to na pewno Hiszpanie nie są. Często kiedy słucha się jak rozmawiają, wygląda, że się strasznie kłócą, a oni
tylko rozmawiają!
Hiszpanie są komunikatywni, otwarci i przyjaźni. Półprawda. Hiszpan Hiszpanowi nierówny. Niektórzy zachowują zupełnie nordycki dystans, inni od razu zaczynają rozmowę i zapraszają do siebie „następnym razem jak będziesz w Walencji” – ale oczywiście nie podają adresu.
  Nie ma jednej Hiszpanii. Prawda. W każdym miejscu znajdziesz inną Hiszpanię. Podróż przez Hiszpanię to niezwykłe doświadczenie – krajobraz, zwyczaje, mieszkańcy, akcent, z którym mówią – zmieniają się jak obrazki w kalejdoskopie.
Hiszpanie celebrują posiłki. Prawda. Można im tego pozazdrościć! W Hiszpanii nie ma mowy o jedzeniu byle czego i byle jak, na ulicy na przykład. Posiłek je się za stołem, popijając szklaneczką wina lub piwa, w dobrym towarzystwie i bez pośpiechu.
  Hiszpanie śpią po południu czyli udają się na "siestę". Półprawda. Faktycznie, zwłaszcza latem, w południe na 2-3 godziny zamyka się sklepy i bary i wszyscy się gdzieś chowają. Co robią?
Niektórzy śpią, inni idą na obiad. W wielu firmach ludzie pracują bez tak długiej w środku dnia przerwy jak to miało miejsce dawniej – wszystkie biura mają klimatyzację i zmuszanie ludzi do
wychodzenia na dwie czy trzy godziny przestało mieć sens.
  Wszyscy Hiszpanie piją kawę. Prawda. Herbatę pije się kiedy boli żołądek.
  Hiszpanie „odwalają mañanę”. Nieprawda. Narody południowe są pokrzywdzone w tym sensie, że zawsze uważa się je za mniej pracowite. Jak w każdym innym kraju, jedni pracują więcej, inni mniej. Nie ma tu reguł. Na przykład, jeżeli chodzi o obsługę w restauracjach, wiele moglibyśmy się od Hiszpanów nauczyć.
  Hiszpania jest inna. Prawda. Było kiedyś takie hasło: „España es diferente”. Hiszpania naprawdę jest inna niż jakiekolwiek miejsce na świecie. Wszystko jedno czemu to przypiszemy: czy położeniu geograficznemu - naturalna bariera, Pireneje, oddziela Hiszpanię od reszty Europy, czy bliskości Afryki, czy burzliwej historii kraju, czy słonecznemu klimatowi - Hiszpania naprawdę „es diferente”.

A jako, że interesuję sie także historią lekutko, z uwzględnieniem historii języka, to znów zacytuję:

Wiadomo, że hiszpański jest podobny do włoskiego, portugalskiego, francuskiego… Są to tak zwane języki romańskie. I tu zazwyczaj kończy się nasza wiedza na ten temat…Dlaczego nazywają się romańskie? Kiedy właściwie ludzie zaczęli mówić po hiszpańsku?
W pierwszym tysiącleciu przed naszą erą półwysep zamieszkiwały nacje określane mianem Iberów (od nich nazwa geograficzna). Prędko też pojawili się przybysze z innych stron, między innymi Celtowie na północy i Fenicjanie na południu – na wybrzeżu Morza Śródziemnego, tam gdzie dziś jest Andaluzja, a także Grecy w dzisiejszej Katalonii. Część Iberów „wymieszała się” z Celtami i powstała nowa grupa etniczna – Celtyberowie.
  W tym samym czasie obie strony Pirenejów zamieszkiwały ludy, których wspólnym językiem był baskijski – język, którego pochodzenia w dalszym ciągu nie wyjaśniono.
Język hiszpański wziął się od łaciny, języka Rzymian. Rzymianie przybyli na Półwysep Iberyjski w III wieku przed naszą erą i pozostali tam aż do upadku imperium czyli do V wieku naszej ery. To dlatego tyle w Hiszpanii rzymskich pozostałości: amfiteatrów, akweduktów, mostów.
Kiedy myślimy o dzisiejszej Hiszpanii - o tym jak niezwykła i bogata jest jej kultura, jak bardzo różnią się od siebie jej poszczególne regiony, pamiętajmy, że na przestrzeni co najmniej dwóch tysięcy lat półwysep „odwiedzili” (między innymi) Celtowie, Fenicjanie, Grecy, Kartagińczycy, Rzymianie, Wizygoci i Arabowie. Obecność tych ostatnich miała ogromny wpływ na język, kulturę i architekturę Hiszpanii i przedłużyła się do prawie ośmiu wieków – od początku VIII do końca XV wieku n.e., tak długo trwała bowiem rekonkwista czyli odbicie półwyspu z rąk Arabów i ostateczna jego chrystianizacja.
W średniowieczu na dzisiejszą Hiszpanię składało się kilka chrześcijańskich królestw (Kastylia, León, Aragonia, Nawarra i Portugalia) plus tereny zajęte przez muzułmanów - głównie na południu.
Na długo przed połączeniem się chrześcijańskich państewek w jedno, część półwyspu znajdująca się pod władzą chrześcijan zaczęła być określana w Europie jako „Hiszpania” – już około wieku XI.
Jednak uformowanie się Hiszpanii kojarzy się przede wszystkim z małżeństwem Królów Katolickich – Ferdynanda Aragońskiego i Izabeli Kastylijskiej, zakończeniem rekonkwisty i rozpoczęciem podboju Ameryki. Miało to miejsce pod koniec XV wieku. Rok 1492 bardzo umownie oznacza powstanie Hiszpanii jako państwa.
Równolegle do wszystkich tych wydarzeń ewoluował język, który dzisiaj nazywamy hiszpańskim.
Najstarszy etap w historii języka hiszpańskiego to wieki średnie – między X a XV – zanim jeszcze Hiszpania stała się jednym państwem. Już w XIII wieku król Kastylii i Leonu Alfons X zwany Mądrym zlecił pisanie dzieł historycznych, astronomicznych i prawniczych, a także przetłumaczenie Biblii i sporządzanie akt notarialnych po kastylijsku, nie po łacinie.
Co znaczy kastylijski? Język hiszpański określa się też mianem kastylijskiego – castellano. Termin ten pochodzi od nazwy średniowiecznego hiszpańskiego: castellano to język, jakim mówiono w ówczesnej Kastylii (Castilla, tierra de castillos – ziemia zamków; zamków było tam mnóstwo ze względu na ciągły konflikt z Arabami i z innymi królestwami). Dzisiaj castellano i español to synonimy.
Historia nowożytnego języka hiszpańskiego zaczyna się w roku 1713, kiedy to powstaje Real Academia Española – Królewska Akademia Hiszpańska. Ta prestiżowa instytucja opiekuje się językiem hiszpańskim: określa normy, publikuje słowniki itp.
Ludność Hiszpanii oprócz hiszpańskiego posługuje się innymi językami, z których najważniejsze to: catalán – kataloński, gallego – galicyjski i vasco – baskijski. Nie zapomnijmy, że są to odrębne języki – nie dialekty hiszpańskiego.

Trochę to może nudne i niektorzy to mieli w szkołach, ale zostanie mi na blogu i będę sie mógł sobie zaglądnąć czasem.
Z ciekawostek bardziej szczególnych mogę podać, ze stacjonując w małym miasteczku, właściwie w malutkim baraczku należącym do stoczni w położonej naprzeciwko zatoce, można tam było zobaczyć jedną, drobną kobietę, przemykającą z jakimiś planami, a w czasie prób morskich okazało się, że jest to stoczniowy kapitan. Drobna była, starsza lekko chyba ode mnie i się tak biedula pochorowała w czasie 100 km rejsu, jak nie przymierzając ja, pierwszy raz w życiu, leżałem sobie spokojnie na podłodze zieloniutki, oddawałem Neptunowi, co jego i słuchałem muszli, po mniej więcej 2 godzinach mi przeszło. Jednak mały holownik nisko zanurzony to zupełnie coś innego niż duży 50-tysięcznik, jakimi miałem do tej pory okazje się rozbijać na próbach. Kiwa dosłownie we wszystkie strony i to z jaką częstotliwością!
Kapitan armatora był Anglikiem, niezły oryginał, przychodził w słomkowym kapeluszu i w trampkach, po raz kolejny przekonałem się, że Anglicy są naprawdę bardzo uprzejmi.
Miałem również okazję poklubingować po barach razem z Norwegami, moim mrukiem, od którego się miałem trenować w fachu, z żadnym skutkiem, bo musiałem sam do wszystkiego dochodzić patrząc co robi i wertując sam dokumentację, i drugim, z innej firmy, mającym zresztą dziewczynę w Gdańsku, Polkę, co niewątpliwie świadczy dobrze o jego dobrym guście i walorach rozrywkowych, nawet parę zdań po polsku już potrafił, i skończywszy koło 6 stwierdzić muszę, że tam nie ma sensu wychodzić w miasto przed 1-2 w nocy, pustki w barach, ruch zaczął sie naprawde dopiero koło 3, zapchane jak śledzie puby, mało kto w ogóle tańczył, głośno, nie wiem po co oni tam siedzą, skoro porozmawiać nie można. A miasteczko bardzo malutkie, nie wiem skąd się tam wzięło tylu ludzi na raz w tych pubach.
Drogi mają porównywalne do naszych, krajobraz o wiele ciekawszy, bo góry i morze naraz. Ładne wiadukty i mosty i duże przypływy i odpływy, na moje oko różnica poziomów około 3 metrów, może więcej. Jak był odpływ to nasz holowniczek siadał na dnie i nie można było odpalić silników, dlatego między innymi musieliśmy popłynąć taki kawał, bo za 2 -3 dni trzeba by było czekać z miesiąc na odpowiedni stan wody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz