sobota, 30 stycznia 2016

Islandia, dwa dni w Reykiaviku i okolicy.

Znow niewielka podroz, tym razem dwa dni z gora, na Islandii.
Podroz liniami islandzkimi charakteryzowala sie nachalna promocja turystyczna - gdzie nie spojrzec - w broszurce w kieszeni w siedzeniu z przodu,  w spotach puszczanych jako witajace uzytkownikow linii lotniczych, czy nawet w repertuarze filmow dostepnych podczas podrozy, dominowaly pozycje islandzkie, krajobrazy islandzkie, jezyk islandzki i zachety typu: spedzisz 6 dni na Islandii, 7 dzien masz gratis.
Z zainteresowaniem obejrzalem pare widoczkow na spocie reklamowym wiedzac, ze turystycznie to tam nie zaszaleje, piekne wodospady, cieple jeziora z borowina, wybuchajace wulkany i gejzery, krajobrazy zblizone roslinnoscia, ksztaltem i kolorem do norweskich (porosty, skaly, urwiska, fjordy, rwace potoki etc).
Rowniez ciekawy okazal sie film produkcji lokalnej, o wyprawie wokol wyspy, prowadzac samochod tylem do przodu. Pozwolil troche zrozumiec zakreconych bohaterow, nieudacznika aktora i jego kumpla, lekko opoznionego w reakcjach intelektualnych poczciwego z kosciami wielkoluda i, przypadkowo, towarzyszaca im do konca autostopowiczke. O dziwo, byl to film ciekawy, nietuzinkowy, niezle zagrany i wyrezyserowany, naprawde przyczynil sie do dalszej checi poznania odleglej i egzotycznej krainy wraz z jej ludzmi.
Rejkiawik (oryginalna pisownia Reykjavik) jest to niewielkie miasteczko, z zabudowa zblizona z widoku do skandynawskiej, jednak duzo jest pokryc domkow, a wlasciwie scian tych domkow z elementow z blachy falistej, bardzo ladnie pomalowanych w charakterystyczne dla Skandynawii biele, zolcie i norweska czerwien, z bialymi elementami wokol okien, drzwi i szczytow dachow.















Na szczycie wzgorza, gorujacego nad miastem, stoi betonowy kosciol, do ktorego nie omieszkalem sie udac, i w ktorego wnetrzu ze zdziwieniem zobaczylem m.in. ekspozycje sztuki, dyptyk z nagim (zupelnie) mezczyzna, z jedna reka przybita do krzyza, na ktorym wisi juz wlasciwy Jezus. Zupelna nagosc w kosciele - u nas nie do pomyslenia. Kosciol surowy w formie wewnatrz i na zewnatrz bardzo mi sie stylistycznie, architektonicznie i ogolnie podobal. Jest pare zdjec, niewiele widac we wnetrzu, ale zawsze to cos. Przed kosciolem maja pomnik jakiegos ich Wikinga, nie wnikalem kogo, ale niezle sie prezentowal, prawie jak oslawiony nasz wejherowski Lord Vader. Z organami w kosciele wiaze sie ciekawa historia - podobno piszczalki organow mialy przyjsc z tabliczkami upamietniajacymi ich fundatowrow, niestety, ktos czego nie dopatrzyl i przyszly bez, nie dalo sie tego odkrecic i fundatorzy sie przez jakis czas awanturowali, niegodziwcy!








Pospacerowawszy po miescie w koncu znalazlem perelke - lampy na wystawie, fotki w zalaczeniu - piekny pomysl, wykonanie, ekspozycja - sam musze sobie taka zrobic.





 Z okien hotelu widac bylo pochylnie ze statkiem rybackim i ciekawy stojak na rowery, niezle to wygladalo.


Niedaleko, bo wszystko jest tu niedaleko, wznosil sie duzy budynek Filharmonii, w ktorym schronic sie mozna bylo przed wszechprzeszywajacym wiatrem i zacinajacym deszczem, ciekawa bryla i ciekawe elementy konstrukcyjne.

Akcenty polskie to przede wszystkim jezyk polski slyszany u wszystkich sprzataczek, zarowno w hotelu, jak i na lotnisku, Polacy sa tu chyba pierwsza najliczniejsza grupa imigrantow.
Kierowca taksowki to byl niezly gadula, dowiedzialem sie, ze stac go na dwutygodniowe wczasy w Hiszpanii, ze ma brata lekko opoznionego w rozwoju, jednak na tyle samodzielnego, ze ma wlasna rodzine, ze po drodze na lotnisko jest wielki zbiornik wody, wlasciwie jezioro, o temperaturze pod trzydziesci stopni, nawet zima, gdzie mozna brac kapiele zdrowotne, plywac raczej nie mozna, bo za goraco.










Opowiadal tez o kilkukilometrowym tunelu pod fiordem, ze byl zbudowany przez firme prywatna i oplaty po pewnym czasie mialy byc zniesione, jednak cos tam sie stalo i nadal obowiazuja. Jak wszedzie na swiecie, inwestycje nie ida zgodnie z planem.
Po drodze z powrotem na lotnisko zauwazylem pewna roznice - mimo ze z daleka porosty wygladaly tak jak w Norwegii, okazalo sie, ze porastaja popekane platy lawy, a nie skaly.
Podobno Islandczycy rozumieja jezyk staronorweski, wiec z grubsza wiadomo, kim byli ich praprzodkowie.




Niewiele tego, ale wrzucam co mam, bo juz powoli zapominam, co przezylem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz