czwartek, 21 stycznia 2016

Codzienna walka z wiatrakami


Droga firmo (oj, droga) telekomunikacyjna, mająca w logo pewien kolor, charakterystyczny dla owocu cytrusowego, a właściwie dwóch, nie tego najkwasniejszego, tylko tego, z którego się robi sok do śniadania w Hameryce!

Będąc starym klientem, jeszcze jako Telekomuny, i jakoby ( pozdrawiam, Jakobe!) automatycznie stając się waszym po wrogim przejęciu przez kapitał obcy naszych kwitnących społek, zadzwoniła do mej komórki miła pani i natłokiem zdań zdołała zainteresować piszącego te słowa nową usługą w formie przenośnego internetu. Pomyślałem sobie: cena nieduża na miesiąc, a to może dziecku się przyda, żeby wygooglalo sobie szybko jakaś zgrabna odpowiedz przy tablicy, może żona sprawdzi sobie coś w mieście, telefon jaki do sklepu, czy jeszcze otwarte, albo może w końcu uruchomię Yanosika, żeby bezpiecznie i szybko dojechać z punktu a do punktu b... Tu mam ryzykowna teorie - gdyby ktoś mnie zatrzymał za przekroczenie prędkości, zawsze tłumacze, ze jadąc szybciej - krócej jestem uczestnikiem ruchu drogowego, a co za tym idzie krócej jestem narażony na niebezpieczeństwa ruchu drogowego.

Było nie było - diecezje podjąłem, wcześniej upewniwszy się, czy można będzie bez kosztów od umowy odstąpić. Można będzie, powiedziała miła pani, co zapewne jest nagrane, bo się nagrywało, a skądinąd wiem, ze funkcjonuje coś takiego przy namolnej sprzedaży telefonicznej, gdzie klient nie może sobie usiąść w spokoju, przeczytać umowy, zastanowić się, ocenić, poczytać oceny, porównać z konkurencja i, jak człowiek, a nie zaszczute potokiem słów zwierze, te decyzje, jak rękawice, podjąć.

Dla sprawy dość istotnym jest fakt, ze od wielu lat jestem klientem tej aroganckiej w traktowaniu owych stałych klientów zbieraniny wyścigowych szczurów. Płace rachunki z ta firma poleceniem przelewu, ale pozostawiłem sobie papierowe faktury, bo kiedyś odliczałem koszty internetu od podatku, wiec wygodnie mi to było zanieść pani w skarbówce i pokazać ile, zamiast prosić firmę o zbiorczy rachunek. A do tego, w zasadzie, w dostarczaniu internetu o przyzwoitych parametrach prędkości, są na moich rodowych włościach monopolista, posiadając własność owych drutów, z których to nasze okno na świat się otwiera.

Otóż miła pani poinformowała mnie, ze, standardowo, przyjedzie kurier itd, itp, i czy chce mieć od razu aktywowana usługę, tak, żeby internet działał natychmiast po włożeniu karty SIM, czy lepiej jak dostanę umowę, włożę kartę do urządzenia, zadzwonię gdziestam, a oni w przeciągu nieokreślonego czasu, nie więcej niż 48 godzin, te kartę mi uaktywnia.... Ciekawe co byście wybrali, na pewno te druga opcje, żeby jak już wszystko do was dotrze, włożyć oczekiwany z niecierpliwoscią internet do telefonu, czy laptopa, czy co tam mamy, najpierw dodzwonić się do automatu każącego wciskać coraz to nowe wybierania tonowe, zadającego pytania o jakieś osobiste piny, puki i stuki, numery abonamentów, wartości ostatnich faktur, a na koniec, bo oczywiście nie pamiętamy sekretnych, nigdy nie używanych haseł ustanowionych lata temu, puszczajacego nam obrzydliwie zgrana muzyczkę, żeby doczekac się na żywego, profesjonalnie uprzejmego, a jednak nieco aroganckiego przez znudzenie z jakim wyjaśnia ciagle te same problemy, operatora.

No cóż, wybrałem, jak się potem okazało, na moja zgubę, opcje aktywacji natychmiastowej, Żeby włożyć kartę i od razu, hej, surfować po bezkresnych oceanach cyfrowej rzeczywistości...

I co było dalej? Owszem, przyjechał kurier, przywiózł, kazał podpisać na oczach umowę, w której oczywiście było n załaczników, do przeczytania których ze zrozumieniem potrzebne jest dobre pół godziny, podpisałem, odjechał, przeczytałemm, okazało się, ze do bodajże 15 zeta zostały doliczone jakieś koszty tego, owego, tamtego i kwota pierwszej wpłaty urosła do 30 zeta. Może jestem stary, czegoś nie pamiętałem, coś zle zrozumiałem, ale w mojej ocenie, tak to się nie umawiałem. Poczytałem jak odstąpić (podobno bez kosztów) od takiej umowy, nie otwierając zestawu (co wydaje mi się dość ważne), nie wyciągając nawet karty SIM z zaklejonej koperty, całość wrzuciłem do koperty, dodałem standardowy druczek odstąpienia od umowy, wysłałem za potwierdzeniem odbioru, i o całości zapomniałem, wiedząc, ze rachunki reguluje niejako automatycznie, w przypadku jakichkolwiek zaległości oczekując (o, naiwny!) jakiejś pozycji w fakturze, z opisem tytułem czego, etc.

Pewnego dnia przyszedł do mnie SMS od pomarańczowych, informujący mnie, ze posiadam zaległość około 30 zeta, jak wiele takich smsow olałem go, jestem przecież stałym klientem, jak będę miał zaległość, to będę to miał czarno na białym na fakturze, zreszta faktura jest automatycznie regulowana poleceniem zaplaty z limitem do znacznie wyższej kwoty, a naciągaczy wysyłających fałszywe wezwania na jakieś ich konta nie brakuje itp.

Po jakiejś połowie roku otrzymałem list polecony od firmy, powiedzmy: Profesjonalne Ściąganie Haraczy inc., ze kupili moje długi i należy się około pienc dych. Podany telefon, na który nie można się dodzwonić 'połączenie nie może być zrealizowane', jakiś adres podwolominskiej Warszawy, te klimaty.

Jako ze powołali się na znajomość i moje zaległości u pomarańczowych, złapałem za słuchawkę i po kilku telefonach do rożnych departamentów kolorowych dowiedziałem się, ze rzeczywiście nie zalegam z płatnościami bieżącymi za telefon, internet stacjonarny,  telewizje cyfrowa i co tam jeszcze, nastąpiła krótka konsternacja, po czym pewna inna miła pani zapytała, czy przypadkiem nie mam internetu mobilnego. Odpowiedziałem, zgodnie z prawda, ze nie mam, ale coś mnie tknęło i wspomniałem, ze miałem mieć, ale odstąpiłem od umowy w przepisowym terminie, o czym zapewne wiedza, bo zaległość opiewała nie na półroczne zaległości 15 zeta razy pół roku, ale jakieś śmieszne 48 złotych polskich. No to pani już była w domu, zajrzała do swojego magicznego systemu i poinformowała mnie, ze nie zapłaciłem kwoty z umowy za dezaktywacje mobilnego internetu. No to ja, w uprzejmych na razie słowach, wyraziłem moje zdziwienie, dezaktywacja jakiej usługi raczy mnie owa czcigodna firma obarczyć. A pani odpowiedziała, ze przecież dostałem smsa, z jestem winien firmie kasę. Ja z kolei poinformowałem, już mniej uprzejmie, ze potraktowałem owego smsa z należyta nonszalancja, gdyż albowiem posiadam stałe polecenie zapłaty, które reguluje moje należności wobec wyżej wspomnianej firmy i posiadam papierowe dowody na to, ze nic nie zalegam. No to pani zastrzeliła mnie nowa dla mnie informacja, ze jak zamówiłem mobilny internet z natychmiastowa aktywacja, to należy się kasa za dezaktywowanie niedostarczonej usługi. Prawdę mówiąc zbaraniałem, odjęło mi na chwile mowę, resztka sił wydukałem, zupełnie nieuprzejmie, ze niech pani mi pozwoli zrozumieć, za jaka usługę mam zapłacić, bo wg mnie nie otrzymałem żadnej, pani powtórzyła, ze za dezaktywacje internetu mobilnego, którego nie użyłem ani razu, po czym ponownie zapytała w stylu: czy masz jeszcze jakieś pytania, Pęknięta Gumo? ( zainteresowanych odsyłam do starego kawału o wodzu Indian, mającego potomków Słoneczny Poranek, Gwiaździsty Wieczór i Pęknięta Gumę), zaprzeczyłem i, cóż waćpan zrobisz, rozlaczylem się.

Jak już ochłonąłem, postanowiłem, nie od razu, bo umowy na dwa lata z okładem, porezygnowac z telewizji cyfrowej, której nie używam, bo mam już innego operatora, ale była w pakiecie wcześniej wykupiona, z telefonu stacjonarnego, który wyłączyłem, bo dzwonili tylko zapraszać na prezentacje cudodkurzaczy, ale lepiej mieć, bo opłata stała za łącze internetowe jest taka sama, i w końcu  z szybkiego internetu, bo uważam, ze firma, która tak traktuje stałych klientów, nie zasługuje na to, by być moim partnerem w jakiejkolwiek sprawie, chyba ze sadowej.

Co mnie obchodzi, ze oni maja inny departament od internetu mobilnego, a inny od całej reszty? Ile to wysiłku powiadomić klienta na comiesięcznym rachunku, ze z czymś zalega? Wysłać klientowi smsa, ze trzeba zapłacić, a jak się nie dostało kasy - sprzedać jego długi firmie obcej, do której nie sposób się dodzwonić, żeby się dowiedzieć o co w ogóle chodzi? W dupę sobie wsadźcie kwotę 48 zeta, mnie stać na zapłacenie nawet pięciu stow kary, ale za coś, co popełniłem, a nie za iluzoryczne długi, schowane w kruczkach umowy, której nie ma szansy przeanalizować w realu. Bye bye, pomarańczko!

1 komentarz:

  1. Z pomarańczy wypisałam się już lata temu. Ostatnio do mnie dzwonili i oferowali 'super ofertę z telefonem'. Nawet za darmo do nich nie wrócę. Pani była wielce zdziwione i oburzona, że nie chcę takiej super oferty. Ja byłam zdziwiona, że mnie nie zbluzgała pod koniec naszej krótkiej rozmowy.

    OdpowiedzUsuń