czwartek, 28 kwietnia 2016

Mech - milczący świadek (tej) historii



Spacerując z psem po okolicznych nieużytkach często widzę, rosnący na naszych piaskach piątej i szóstej klasy, nie wiadomo skąd, zamiast ostrych, kępiastych traw, mech. Ja go nazywam, jeszcze od czasów podstawówki: mech plemnik, bo mi się nasuwa skojarzenie od właściwej nazwy: mech płonnik. Rośnie nawet na kamieniu, na podmurówce, bo jeszcze nie mam rynny i od północy ściana nigdy nie schnie. Lubię ten mech, kiedyś przywiozłem spod pola omszały kamień, jednak mój poprzedni pies upodobał sobie ostrzyć na nim pazury i niewiele go na głazie pozostało.




Pierwsze pamiętane wspomnienie z nim związane to był muchomor, piękny i dorodny, którego z mamą przynieśliśmy z parku właśnie z kępka mchu i zanieśliśmy do przedszkola. Pięknie się prezentował, jak kawałek lasu stojący na półce, chyba gdzieś w okolicach kibelka, z tego co pamiętam. Pamiętam też, że po kilku dniach z grzyba nic nie zostało, a zielony mech zmienił się w wysuszoną grudkę.



W sprzedaży są środki do zwalczania mchu na trawnikach, a ja swojego nie zwalczam, ba, nawet chciałbym mieć całą dużą polać mchu zamiast trawnika, lubię jego barwę, sprężynującą pod ciężarem ciała konsystencje, delikatność struktury.
Widziałem kiedyś angielski program o ogrodach, w którym ktoś miał mech zamiast trawnika, widziałem ile się trzeba namęczyć, żeby, nawet w warunkach angielskiej, deszczowej aury, rósł on tam, gdzie chcemy. Więc jednak jest to niepokorna roślina, następny punkt u mnie, pozytywny, rzecz jasna.



Kojarzy mi się mech również z czymś ponadczasowym, jakimś niemym świadkiem przemijania. Jest po prostu, trwa, milczy. Coś jak brud w kościele - żeby odczuć duchowy nastrój zadumy w kościele, nie może on być świeżo pomalowany, nieskalanie czysty, bez półcieni odmalowanych kurzem, kopciem ze świec, na wszystkich gzymsach i poziomych zakamarkach.




Świadczy o długotrwałości tego, co porasta. Jakoś nasuwa sprzeczne skojarzenia, bo z jednej strony wilgoć i zimno, brak słońca, a z drugiej - delikatność, subtelna barwa i, mimo wszystko, przyjemne doznania wzrokowe i dotykowe. Mówi się przecież: miękki jak mech.

Tak rzadko też zwraca uwagę na siebie - następny pozytyw, nie oszałamia feerią kształtów czy barw, a istnieje, prawie wszędzie. Coś jak ilustracja powiedzonka: jeśli coś jest głupie, a istnieje, to wcale nie jest to aż takie głupie...

Spójrzmy na mech przychylniejszym okiem, to element naszego świata, jak bakterie, których nie widzimy, a nie moglibyśmy bez nich żyć, trawić, chorować!



1 komentarz:

  1. Może to i dobry pomysł, by pozwolić tej roślinie rosnąć, gdy się pojawi. Mniej koszenia i tak bardzo naturalnie:-)

    OdpowiedzUsuń