poniedziałek, 19 września 2011

Warna

Z Warny....

Sami tego chcieliście, nieszczęśnicy!

Oto byłem we Warnie, tej Warnie, z której nasz król Władysław Warneńczyk się wywodzi, w tej Warnie, gdzie niedaleko plaża Złote Piaski się znajdywa, w tej Warnie, do której latem walą tłumy, a po sezonie jest klimacik nieco większego Pobierowa, gdzie wszystko pozabijane jest płytami pilśniowymi, a ostatnio technologia przerobu drewna poszła na tyle naprzód, że teraz są to płyty OSB, odporne na wodę, grzyby, pleśnie i inne drewnoryjce. Miałem hotel w samym centrumie, noszące wielce obiecujące miano "Plaza" tuż przy Primorskom Ogrodzie, ale żeby powalał ten hotel śniadaniami, to bym nie powiedział, choć niby Bulgaria krajem rolniczem podobnież jest. Sok pomarańczowy, pożal się boże, tylko z nazwy, właściwie to rozwodniony do nieprzyzwoitych granic syrop w wodzie, większość potraw zimna, mimo stania na podstawkach umożliwiających podgrzewanie, tajemnicą jest za to dla mnie, dlaczego ciepłe mleko było, a zimnego nie! Jak tu się cieszyć zimnym jajkiem sadzonym, wystygłymi parówkami pokrojonymi na kawałki, czy zupełnie nie wyglądającą jajecznicą, może ktoś tak lubi, a może jak jest coś niesmaczne to mniej tego schodzi? Kto wie, jakimi ścieżkami chodzą pokrętne myśli bułgarskich menadżerów hotelowych... A ten Word to też pokiełbaszony nieźle, wyraz "lubi" mi podkreślił jako przestarzały! Co prawda na zielono, ale co mi się tu będzie elektroprogram wymądrzał, jak sam to umiem lepiej! I jeszcze mi chce znak zapytania stawiać na końcu poprzedniego zdania, że co, że niby się zaczyna na "co", to już zaraz musi być pytające??

Wracając do tzw. tematu, nadmienić należy, iż bawiłem tam naprędce i krótkoterminowo, czasu mając jedynie na króciutki rekonesans tuż po przyjeździe, bo potem do pracy, a jak już miałem chwilę czekając na samolot, to się tak rozpadało, że ochota do zwiedzania wyparowała ze mnie natychmiast. Miałem okazje podreptać na deptaku, stwierdzić, że chyba po sezonie mają tanie jedzenie w knajpkach, za 3-4 lewa można już cos wybrać nawet w nadbrzeżnej knajpce na ciepło, obejrzeć urodę i modę miejscowych przedstawicieli i przedstawicielek tubylców i pogadać chwilkę z tubylczym agentem, z którym po puszczeniu przez niego Claptona, Fisha i Eaglesów na samochodowym odtwarzaczu szybko znalazłem wspólny język (angielski) i ponarzekaliśmy sobie jak na starych tetryków przystało już to na drogi, już to na poronione pomysły polityków, czy też charakterystyczne cechy niektórych nacji, doszedłszy do wniosku, że czlowieki mogą być albo fajne, albo głupie, w najlepszej komitywie dotarliśmy do krańca współpracy. Posłuchałem sobie o jego karierze zawodowej, odległości z pracy do domu i tym podobnych szczegółach, a nawet o ciekawym pomyśle socjalistycznych decydentów wykopania kanału z Warny do, bagatela, oddalonej o paręset kilometrów Sofii, nawet pierwszy odcinek wykopano.

Przekonałem się kolejny raz, że jak agent powie, że zadzwoni, to powie, i trzeba dzwonić do niego samemu, bo zapomni, albo się spóźni, albo wyniknie coś z tego niedobrego dla zainteresowanego. Przy okazji przekonałem się, że podróżowanie w obrębie Unii posługując się li tylko dowodem osobistym jest absolutnie możliwe, i czasem nawet zabawne, jak pograniczny kontrolnik chce wstawić pieczątkę o dacie wyjazdu, a tu klops! Nie może!

Plaża jest ciekawie oddzielona pasem restauracji, tak że dojść do niej ciężko, widok ze skarpy ogrodu jest całkiem miły, tylko szarzało już i niewiele było widać, ogród pełen zaskakujących zwrotów ścieżek, muszli koncertowych, malowniczych mostków ładnie na zielono podświetlonych, sporo młodzieży na deskorolkach, i nawet policja municypalna tam się w samochodach pętała. Policji podobnie jak w Rumunii na drogach sporo, czają się za krzakami i strzelają suszarkami na niesfornych jak na całym świecie kierowców.

I nie myślcie sobie, że to tak fajnie ciągle gdzieś się po świecie pętać, jak wam się podoba to sobie pracę zmieńcie i pogadamy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz